Czas nieubłaganie pędził naprzód, nie
zważając na gorące prośby tych, którzy z różnych powodów chcieliby go mieć
nieco więcej. Niektórzy tylko po to, by móc lepiej przygotować się przed
ostatnimi zawodami, inni wręcz przeciwnie – odpocząć po trudach ciężkiej,
sportowej walki. Radość z prostych gestów, wieczornych spacerów po oświetlonych
uliczkach miasteczka czy rozmów na trudne tematy były tym, o co walczyli Lucy i
Jurij.
Jednak dla wszystkich, bez
wyjątku – czas był produktem deficytowym.
Wspomniana dwójka próbowała ów czas
oszukiwać, a przynajmniej zatrzymać na zawsze ułamki sekund, które przeżywali
podczas tych ostatnich, wspólnych godzin w Rosji. Fotografie uwieczniały zatem
ich szczęście w każdym możliwym momencie, by już na zawsze przynajmniej jedno z
nich mogło przywołać we wspomnieniach te właśnie dni. Dopiero jakiś czas
później, wśród tego zbioru Lucy odnajdzie zdjęcie, które pokaże jak bardzo
Jurij przeżywał jej chorobę i jak ogromnym ciężarem go obarczyła. Nie licząc bowiem
dnia, w którym powiedziała mu prawdę i tych kilku spędzonych przy niej w
szpitalu, nigdy nie okazał swojej słabości. W pewnym sensie tego właśnie od
niego wymagała, a on dzielnie spełniał jej warunek i nigdy nie wyrażał swojego
żalu wobec losu. A przynajmniej nie robił tego w jej obecności. Każdy człowiek
ma jednak chwile słabości i właśnie w tamtej chwili, zupełnie nieświadomie
nacisnęła spust migawki.
To jednak nie zatrzymało osi czasu
i wkrótce Soczi stało się jedynie odległym wspomnieniem. Kadra Słowenii,
podobnie jak większość innych ekip i sportowców, dla których sezon wkraczał w
decydujący etap, wyjechała tuż po ostatnich startach. Lucy natomiast została do
końca i chociaż nie miała z kim komentować poszczególnych fragmentów ceremonii
zamknięcia Igrzysk, to jednak obejrzała je z wielkimi emocjami.
A
później, jak wszyscy, wróciła do domu.
Po niemal miesiącu spędzonym w
tętniącym życiem Soczi, trudno było przestawić się na nostalgiczne, niemal
leniwe miasteczko, w którym mieszkała od dnia narodzin. Nie mogła poradzić nic
na to, że wpadła w rytm sportowców i po powrocie czasem zdarzało jej się o
poranku zrywać z łóżka, by pobiegać. Chociaż nigdy wcześniej tego nie robiła. Najtrudniej
jednak było zaakceptować nieobecność Jurija i reszty Słoweńców, którzy już na
stałe wkroczyli do jej serca, każdy z nich pod nieco inną postacią. Rodzice
próbowali studzić jej młodzieńcze uniesienia, ale nie byli obiektywni w swoich
ocenach. Przede wszystkim zaś chcieli zatrzymać swoją jedyną córkę jak
najdłużej przy sobie, by nacieszyć się czasem, jaki im został. Nie byli zatem
zadowoleni, gdy pewnego wieczoru oznajmiła im iż wyjeżdża. Znów. Zaledwie kilka
dni mieli ją dla siebie, a ponownie od nich uciekała. Chyba po raz pierwszy w
życiu z pełną premedytacją wykorzystała znajomości ojca, by pierwszą klasą
dotrzeć do Norwegii a potem zameldować się w tym samym hotelu co Słoweńcy,
chociaż jak stwierdziła recepcjonistka, nie było już wolnych pokoi. Zostawiając
bagaż w swoich czterech ścianach, skierowała się do pokoju, który zajmował
Jurij z Hvalą. Nie była pewna czy go zastanie, bo chociaż kwalifikacje
skończyły się kilka godzin temu, to równie dobrze mogli mieć inne plany i
zwyczajnie będzie musiała pocałować klamkę.
Zanim zapukała, drzwi same się uchyliły
ukazując oblicze Jaki.
- Lucy?! – uśmiechnęła się na
widok zaskoczenia na jego twarzy.
Nikt nie wiedział o jej planach,
zresztą kilka godzin temu ona sama o nim jeszcze nie miała pojęcia. To była
spontaniczna decyzja i miała nadzieje, że spełni jej oczekiwania co do tego
miejsca i własnych potrzeb. Zanim się zorientowała tonęła w objęciach Młodego.
Zaskoczył ją tym gestem i przez moment obawiała się, że kieruje nim coś więcej
niż zwykła uprzejmość. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie, by zdobyć pewność,
że nadal nie miał pojęcia o jej chorobie.
- Właśnie wybierałem się po coś
do picia… - powiedział, wypuszczając ją z objęć -… ale chyba poszukam siebie w
pokoju Petera albo Robiego – dodał z szelmowskim uśmiechem, dając jej tym samym
do zrozumienia iż nie będzie im przeszkadzał.
Wchodząc do środka, już niemalże w
progu usłyszała głos Jurija dochodzący z łazienki. Od razu poznała, które
miejsce zarezerwował dla siebie, bo na łóżku leżała na wpół wybebeszona
walizka, w której rozpoznała rzeczy chłopaka. Przysiadła na oparciu fotela i wsłuchiwała
się w dźwięki dochodzące zza zamkniętych drzwi. Szum wody zagłuszał nieco
słowa, ale i tak rozpoznała ulubioną melodię Słoweńca, którą nucił z
charakterystycznym dla siebie akcentem. Nigdy wcześniej nie miała okazji
usłyszeć jak śpiewa i chociaż nie był w tym jakoś wybitnie dobry, to jednak nie
można mu było odmówić interpretacji i umiejętności wczucia się w emocje
piosenki. Z uśmiechem na ustach przyjęła głośny falset, którym wydawał się w
ogóle nie zrażać i kontynuował swój występ. Pewnie nie byłby aż tak odważny,
gdyby wiedział, że ktoś go w tej chwili słyszy. Był w całkiem niezłym humorze,
pomyślała zadowolona i sama też jakby nabrała więcej optymizmu.
Tymczasem przy wtórze przekleństwa,
usłyszała brzdęk przedmiotu lądującego na kafelkach. Potem na kilka sekund zaległa
cisza, po której Jurij wreszcie wyszedł z łazienki. Widać było, że wystraszyła
go czyjaś obecność. Instynktownie chwycił ręcznik okalający jego biodra,
zupełnie jakby nagły intruz chciał go z niego zedrzeć. W sumie, niewiele się
pomylił, bo właśnie to chciała uczynić Lucy, może tylko nieco później.
- Cześć, Elvisie – wyszczerzyła
zęby. Albo to wpływ gorącej wody albo Jurij się zarumienił. Musiała przyznać,
że do twarzy było mu z tymi wypiekami. Początkowe zaskoczenie jej osobą
zmieniło się w szeroki uśmiech. Na moment spuściła wzrok w dół, ale to był błąd
bo widok Jurij w samym ręczniku ponownie rozbudził w niej same niegrzeczne
myśli. Dopiero, gdy poczuła na policzkach jego ciepłe dłonie, a na jej własne
spadło kilka zagubionych kropel z wciąż wilgotnych włosów chłopaka, zdała sobie
sprawę, że stoi tuż obok. Odpowiedziawszy na niemy rozkaz bruneta, podniosła
się z fotela i oplotła go w pasie. Ich usta się złączyły na kilka kolejnych
minut. I wtedy była pewna, że decyzja o przyjeździe tutaj była właściwa.
- Zanim rzucisz skoki i zajmiesz
się muzyką…...- zaczęła, gdy już nasycili się pierwszym dotykiem. -… dokładnie
to przemyśl, ok. – jedna brew śmignęła w górę zupełnie jakby uraziła go tym
stwierdzeniem. Udawał, to było pewne, bo doskonale zdawał sobie sprawę o braku
muzycznego talentu.
Zmiażdżył ją w uścisku.
- Wszystko w porządku?
Nienawidziła tego pytania, ale
rozczuliła ją troska w głosie Jurija. W tym jednym pytaniu zawarł wszystko to,
czego od kilku dni obawiał się najbardziej. Od ich rozstania bał się chwili, w
której los mu ją zabierze. Drżał na samą myśl o tym, że nie zdąży się z nią
pożegnać i ostatnie chwile spędzi bez niego. Chcąc zagłuszyć własne niepokoje
podniósł kciukiem podbródek dziewczyny i delikatnie ją pocałował.
Najważniejsze, że jest teraz z tobą – szeptała
podświadomość. Chyba Lucy zrozumiała te rozterki, a może sama miała
podobne, bo kiedy oderwali się od siebie wtuliła się w jego nagi tors.
- Teraz już tak – bicie jego
serca było najpiękniejszą melodią.
Stali tak przez kilka kolejnych
sekund, milcząc i ciesząc się swoją bliskością.
Niestety nie trwało to długo.
- A niech mnie! – do pokoju
wkroczył radosny Robert przerywając błogi spokój, którym delektowali się przez ten
krótki moment. - ... Młody nie kłamał.
Lucy opuściła ramiona swojego
chłopaka i przywitała się z Robertem.
- Próbowałem go zatrzymać.
Za ich plecami stał skruszony
Jaka w towarzystwie nieznajomego.
- To jest Jernej, Jernej to jest
właśnie Lucy – uścisnęła dłoń nowo poznanego chłopaka, który przypatrywał jej
się uważnym. aczkolwiek sympatycznym wzrokiem. Najwyraźniej była tematem ich
rozmów i teraz porównywał to co usłyszał z rzeczywistością. Miała nadzieje, że
zbytnio się nie rozczarował. – Jakie mamy plany na dziś? – Robi przysiadł na
jednym z łóżek, zwracając się do dziewczyny, która zajęła miejsce tuż obok
walizki.
- My?! – Jurij podniósł brwi w
zaskoczeniu. Plan, który wypracował przed chwilą, gdy ujrzał Lucy w swoim
pokoju z pewnością nie obejmował żadnego z trzech pozostałych osobników płci
męskiej.
Kranjec obrzucił kolegę wzrokiem.
- Ty zacznij od ubrania – zadrwił
wprawiając resztę w wesoły chichot. Tepes bowiem wciąż stał w samym ręczniku. –
Poza tym, będziesz miał Lucy przez większość wieczoru, zdążycie się sobą
nacieszyć… o ile Jaka zgodzi się spać na wycieraczce.
- Spoko mam własny pokój –
uspokoiła blondyna, który jakoś nie wydawał się być tym faktem w ogóle
poruszony.
Jurij sięgnął po swoje rzeczy z walizki i
nachylił się do niej.
- Nie zdradzaj im numeru, bo
gotowi są męczyć cię do nocy – szepnął, łaskocząc oddechem płatek ucha i
skierował się w stronę łazienki. O to
jednak nie musiał się martwić, wieczory i noce zarezerwowała tylko dla niego.
Swoje plany nieco zmodyfikowała,
bo następnego wieczoru towarzyszyła całej ekipie podczas świętowania urodzin
Roberta. Nie potrafiła i nie chciała mu odmawiać, kiedy ich zaprosił. Dodatkową
okazją było podium Petera, który dzielnie walczył o zwycięstwo w Pucharze
Świata. Mimo dość odległego, bo dopiero dwudziestego trzeciego miejsca, Jurij
próbował ukryć swoje rozżalenie i naprawdę starał się dotrzymywać tempa swojej
dziewczynie.
Kiedy wróciła z toalety, Jurij od
razu zaproponował taniec. Przebiegła wzrokiem po twarzach pozostałych,
najwyraźniej coś bardzo ich rozbawiło, ale chyba odbyło się to kosztem jej
chłopaka.
Potrząsnęła głową.
- Nie tańczę publicznie, ja i
parkiet… to niezbyt dobry pomysł.
- Ja też nie robię tego zbyt
często, ale wolę się zbłaźnić niż ich słuchać – wskazał brodą na resztę
towarzystwa. Zanim chociażby spróbowała
ponownie wyperswadować mu ten pomysł chwycił jej dłoń i zaprowadził na sam
środek parkietu, gdzie wirowało już kilka par. Patrząc na niektórych szybko
pożałowała swojej decyzji i tego, że nie skończyła kursu tańca sprzed trzech
miesięcy. Cóż, dwie pierwsze lekcje w niczym nie mogło jej teraz pomóc, od
zawsze miała słabe poczucie rytmu i zbyt często deptała swoich partnerów po
stopach. Nic więc dziwnego, że zazwyczaj podpierała ściany lub udawała, że
znacznie ciekawsze rzeczy dzieją się przy stolikach, gdzie zazwyczaj
wysłuchiwała bełkotu pijanych przyjaciół.
Jurij najwyraźniej nie podpierał
ścian, bo doskonale wiedział co i jak ma robić. Przyciągnął ją do siebie,
oplatając dłońmi wąską talię, a ona zachęcona tym władczym gestem całkowicie
się poddała i przylgnęła do niego tak blisko, że nie dzieliło ich nic. Mimo
tętniącej muzyki wyczuwała bicie jego serca, kiedy właśnie w tym miejscu
spoczęła jej dłoń. Miała wrażenie, że jest ono odbiciem jej własnego pulsu i z
błogim spokojem poddawała się temu złudzeniu. Tańczyli leniwie, choć tak
naprawdę nie wiedzieli czy robią to w rytm muzyki czy własnych serc. I jak
daleko zaprowadzi ich ten wspólny krok.
- Okłamałeś mnie – zadarła głowę
do góry, spoglądając groźnie na swego chłopaka. Ciemne oczy Jurija na moment przybrały
pytające spojrzenie. – Powiedziałeś, że nie umiesz tańczyć!
Uśmiech zadrgał mu na ustach.
- Nieprawda, powiedziałem tylko,
że rzadko tańczę publicznie.
- W moim przypadku to oznacza to
samo… - wydęła usta niezadowolona ze swoich tanecznych umiejętności. – ale ty
tańczysz jak zawodowiec.
W momencie urósł o kilka
wyimaginowanych centymetrów.
- To kwestia partnerki –
obdarował ją krótkim całusem, ucinając jednocześnie dalsze spekulacje pytania z
jej strony. Ostatnie zdanie potraktowała jako mały komplement pod jej adresem i
na nowo rozkoszowała się kilkoma następnymi minutami w objęciach faceta,
którego szaleńczo kochała.
I tak minęły im kolejne trzy dni.
Pomiędzy treningami, kwalifikacjami i zawodami znaleźli kilka chwil, które
spędzali tylko we dwójkę. A to umocniło ich uczucie i wiarę w to, że takich dni
będzie więcej. Chociaż wtedy nie zdawali sobie z tego sprawy, to w pewien
sposób ten weekend przygotował ich na to co miało nastąpić wkrótce.
~.....~
A dzisiaj sponsorami są :
Gorąco polecam :D
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńChyba zaczynam się bać tego nadchodzącego weekendu..
Uwierz mi, ja też się boję.
UsuńAle boję się też tego, że czas znów nie pozwoli mi napisać rozdziału i będę go przeciągać :-(
Ojejku, to takie urocze że Lucy pojechała do Norwegii do Jurija. Awww. Słodziutko.
OdpowiedzUsuńJurij, oszukisto, dobrze tańczysz, skubańcu.
Ok, teraz najważniejsze zdanie z tego rozdziału: "Chociaż wtedy nie zdawali sobie z tego sprawy, to w pewien sposób ten weekend przygotował ich na to co miało nastąpić wkrótce." TO? Że w sensie co? Że ja mam nadzieję więcej takich miłych wieczorków, więcej tańców i hulanek, z dala od myśli o chorobie, prawda? Bo się kochają, to będą szczęśliwi, co nie? Ech... choroba nie wybiera, ale Autorka tak :D
Trzej panowie z bananami - że co? xd Oglądnęłam sobie ten filmik i zadaję sobie pytanie co się dzieje xd Dlaczego skakali na skakance trzymając banany i je po drodze obierając? Trochę do dla mnie sensu nie ma ;dd + muszę przyznać, że jak na skoczków, podkreślam ich profesję, nie idzie im zbyt dobrze ;x
Życzę weny, buziaki! :*
Cóż, takie swobodne scenki mogą być... ale jedynie w wyobraźni czytelników.
UsuńNiestety ten rozdział jest ostatnim z tych bardziej wesołych. Trzeba się przygotować na to, co musi nastąpić. Koniec opowiadania, a co za tym idzie - jakiś koniec ich historii.
Też nie rozumiem sensu tych bananowych skoków, podobno jakiś rekord pobili (tylko 15 skoków i już rekord) ale przyznaj sama, fajnie się ich ogląda :D
Pozdrawiam serdecznie.
Koniec historii? No nie no nie no nie no nieeeee! :'(
Usuń15 skoków i rekord? Kurcze, chyba latem sama spróbuję na czym polega trudność tej zabawy, bo nie widzę w tym żadnej filozofii xd Ale jest śmiesznie ^^
Już i tak opowiadanie się przedłużyło i powinno skończyć się wraz z końcem sezonu. Niestety nie wyrobiłam się czasowo. Ale w przeciągu dwóch tygodni powinno się udać. Na święta będziecie już mnie mieć z głowy :D
UsuńGra jako tako jest fajna, pamiętam, że w dzieciństwie miałam nawet z tego frajdę. Tyle tylko, że im więcej osób tym jest trudniej :-)
No w sumie, wtedy ciężej się zgrać..
UsuńJAK TO KONIEC? NIE RÓB MI TEGO, BŁAGAM. ALE BĘDZIESZ PISAĆ COŚ KOLEJNEGO, PRAWDA?
Jeszcze nie wiem co dalej, po tym opowiadaniu.
UsuńPrzypuszczam, że zrobię sobie przerwę. Nie wiem tylko jak długą.
Jurij w wersji ręcznikowej wypadł bardzo ciekawie xd Nie tylko Lucy miała okazję zobaczyć go do połowy roznegliżowanego, ale też przyjaciele z drużyny. Ale u takich skoczków to pewnie norma. Ciągle tylko wkoło faceci i faceci xd
OdpowiedzUsuńLucy zrobiła im wszystkim niemałą niespodziankę i dobrze, wszyscy byli uszczęśliwieni. Myślę, że Tepes najbardziej ale Jaka i Kranjec też nie narzekali ;) Chyba się za nią porządnie stęsknili. Jurij jako Elvis? Udało mu się rozśmieszyć Lucy i jeszcze bardziej poprawić jej humor….chciałabym usłyszeć ten jego prawie idealny śpiew ;p
Cieszę się, że spędzili ze soba trochę czasu, jeszcze bardziej się ze sobą związali, umocnili miłość. Po tym rozdziale jakoś zapomniałam o całej chorobie i o wszystkich problemach. Ale choroba nie zniknęła i najprawdopodobniej nie zniknie. I to ostatnie zdanie zwiastuje nic innego, jak zaczynające się problemy, poważne problemy.
Mimo wszystko strasznie czekam na następne rozdziały, bo zakochałam się w tym opowiadaniu ;-)
A filmik widziałam... Na początku nie wiedziałam czy płakać, czy się śmiać. Ale ostatecznie wybrałam tę drugą opcję i banana to miałam ja, kiedy patrzyłam na te ich skoki. Na skakance co prawda, ale zawsze to umilenie oczekiwań na nowy sezon hahaha xd
Pozdrawiam gorąco i ściskam mocno ;* czekając na następny rozdział (i zastanawiając się co wymyślisz dalej ;)
Masz rację choroba cały czas krąży wokół nich, nie zatrzymuje się tylko dlatego, że są razem i są szczęśliwi. To taka cisza przed burzą, niestety.
UsuńCiesze się, że lubisz moje opowiadanie. Postaram się, aby końcówka nie popsuła tego dobrego wrażenia.
Ja też padłam przy pierwszym, drugim.... setnym obejrzeniu tego filmu :D
Myślę, że co by się nie stało, to i tak nie zmienię nastawienia do tego opowiadania.
UsuńGdzieś przeczytałam, że to już koniec opowiadania? To bardziej mnie martwi niestety, zdecydowanie chciałoby się żeby ilość rozdziałów nie miała końca...
No dobra, a teraz muszę się nastawić psychicznie, powiedz mi proszę, że to opowiadanie będzie miało szczęśliwe zakończenie co? ;p chociaż troszeczkę szczęśliwe...
aa czyli nie tylko ja ciągle włączam "replay" xd hehe
Trzymam cię za słowo :D
UsuńKiedyś trzeba skończyć, już i tak nieco przeciągnęłam tą historię. Soczi dawno za nami, sezon też, a opowiadanie trwa dalej. Już wystarczy tego dobrego. W pewnym sensie będzie troszkę szczęścia.
Nie tylko ty, ja również maltretuję przycisk "replay" :D
Widziałam to nagranie już wcześniej i po prostu mnie zabiło. Że też u nas nie ma takich programów!
OdpowiedzUsuńNo. I to by było na tyle z miłych rzeczy. Chociaż nie, miłym widokiem musiał być jeszcze Tepes Junior w ręczniczku. I teraz to już na tyle.
Już pomijam niezawodnych kolegów, którzy zawsze się wpakują wtedy, co nie potrzeba. Ale to widmo, które nad nimi krąży, ten nieokreślony limit czasu, jaki im pozostał... to boli. Jest strasznie ciężkie do przyjęcia. Przecież nie można się pogodzić ze zbliżającą się śmiercią!
Jurij jest cudowny. Daje Lucy wsparcie, jakiego ona teraz potrzebuje. A przecież równocześnie sam cierpi. Cudowny facet.
Oj kochana, boję się, co będzie dalej :*
Ech, chyba za bardzo idealny jest ten Jurij.
UsuńNawet w samym ręczniku, kradnie rozdział. Wiem, wiem - to zdecydowanie przez ten ręcznik :D
Masz rację, że nie można się z tym pogodzić, ale w jakimś stopniu Lucy próbuje, nie tyle siebie, ale bardziej oswoić Tepesa, że wkrótce go opuści. Jeśli boli, to dobrze. To znaczy, że odbierasz to opowiadanie właśnie tak, jak chcę. :-)
Jesteś okrutna, wiesz?
UsuńAle i tak bardzo, bardzo to opowiadanie lubię <3
Ciesze się, że mimo wszystko lubisz tę historię :-)
UsuńWiem, że jestem okrutna :-(
Aż boję się ostatniego rozdziału.
Tak to już jest. Jak na coś bardzo czekamy to czas wlocze się niemiłosiernie, a jak chcemy aby jakaś chwila trawała jak najdłużej to wskazówki zegara mknął w bardzo szybkim rytmie. Taka to ironia losu.
OdpowiedzUsuńSoczi się skończyło i nadeszła szara rzeczywistość. Ale na szczęście Lucy, pomińmy znajomości ojca - która z nas nie skorzystałaby z takiej szansy! - mogła wyjechać do Norwegii aby spotkać Jurija i resztę tej słoweńskiej bandy.
Śpiewający pod prysznicem Jurij ... zazdroszczę Lucy tego widoku, a raczej ... słuchu? Whatever! Chociaż bardziej widoku wychodzącego skoczka spod prysznica ... nie, nic nic. Jurij jest zbyt idealny ... kolejną jego zaletą jest umiejętność poruszania się po parkiecie. Ideał *_*
Muszę się nacieszyć tymi rozdziałami, bo kolejne zapewne nie będą zbyt szczęśliwe, czego się obawiam. A filmik z bananami ubóstwiam! Za pierwszym razem wręcz sie popłakałam :D
Strasznie denerwująca ta ironia losu.
UsuńNie uważasz, że jest zbyt idealny? Chyba przesadziłam w tym wszystkim, ale może jeszcze nieco zmienię ten jego charakterek w ostatnich rozdziałach. Muszę coś wymyślić ;-)
Zostały jeszcze dwa rozdziały, i jak się słusznie spodziewasz będą zdecydowanie inne niż chociażby ten dzisiejszy. Mam nadzieje, że jednak zdołasz przez nie przebrnąć.
Mam podobnie, kiedy oglądam ten filmik :D
Coraz bardziej wydaje mi się, że tutaj niestety nie będzie szczęśliwego zakończenia. Może to i dobrze? Jakaś odskocznia od tych wszystkich happy endów. Ale ta cała historia jest taka magiczna i bajkowa, że aż chciało by się na końcu przeczytać "I żyli długo i szczęśliwie".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Tutaj od samego początku wiedziałam, że nie będzie szczęśliwego zakończenia.
UsuńHistoria pisana życiem, a w nim rzadko kiedy kończy się happy endem, prawda :-(
Dziękuje za miłe słowa. Ciesze się, że odbierasz tę historię właśnie w ten sposób :-)
Znów nie wiem, co napisać.
OdpowiedzUsuńJurij jest taki po prostu pocieszny i kochany. I skacze, i śpiewa, i tańczy... człowiek renesansu normalnie. Ale wiesz, to bardzo boli, że to tylko chwilowe. Że ich wspólnie spędzony czas ma z góry narzucony koszmarny limit. Zegar tyka coraz głośniej. Może dobrze, że spędzili ze sobą ten weekend, możliwie blisko siebie. Ja się tylko boję, że mogło to być nieświadome pożegnanie...
Czekam na kolejny i pozdrawiam ;)
Człowiek wielu talentów :D
UsuńNiestety jak to ładnie ujęłaś, ich limit powoli się kończy. Zegar tyka.
Nieświadome pożegnanie, coś w tym jest, bo właściwie to każde ich spotkanie ma w sobie taki element, o którym chociaż nie mówią głośno, to zdają sobie sprawę z tego.
Również pozdrawiam.
Rozmarzyłam się :)
OdpowiedzUsuńRozdział napisany tak delikatnie, tak naturalnie i uroczo, że uśmiechałam się pięknie do monitora jak zakochana nastolatka :)
Miło, że Lucy z Jurijem starali się wykorzystać czas w Soczi do samego końca, próbując się nacieszyć sobą. Pięknie postąpiła nasza bohaterka, lecąc do Norwegii. Jurij mnie ubawił w swoim wykonaniu karaoke w łazience i jestem tego samego zdania co Lucy, lepiej, żeby nie przerzucał się na śpiewanie xD
Natomiast na miejscu skoczka zamordowałabym kolegów, nacieszyć się mu nie dadzą na powitanie z dziewczyną! No jak tak można!
I nie ukrywam, że boję się kolejnego rozdziału, bo sposób jaki napisałaś nie daje mi pozytywnej alternatywy, a na pewno się coś wydarzy - jestem więcej niż pewna.
Piękny rozdział i pozdrawiam cieplutko!
Owszem, wydarzy się bardzo wiele. Rozdział będzie pomieszaniem dobrych i złych rzeczy. Więc w sumie nie będzie bardzo straszny. Taki jest przynajmniej na niego plan, a co wyjdzie to okaże się, mam nadzieje, do następnego piątku.
UsuńNawet nie wiesz jak wiele znaczą tak miłe słowa, strasznie się cieszę, że ci się podoba :-)
Pozdrawiam serdecznie.
filmik chyba obiegł już wszystkie fanki Słoweńców i Jurija hahah
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, jak zawsze z resztą... Ah, miłość kwitnie, ale już sie boję tego co im przygotowałaś na później...a ak kolorowo mogłoby być forever!
Tepes taki słodziutki jest...
Czekam na nowość :*
Początkowo rozdział miał sponsorować zdjęcie Jurija, potem Roberta, ale jak trafiłam na ten filmik stwierdziłam, że na dzień dzisiejszy wszystko przebija :D
UsuńMogłoby być kolorowo, ale wolę żeby było bardziej realistycznie :-)
Pozdrawiam, do piątku.
Taka cisza przed burzą trochę. Im jest spokojniej, tym bardziej się boję co się stanie.
OdpowiedzUsuńDokładnie to samo napisałam nieco wyżej - taka cisza przed burzą.
UsuńMusi być słodko i spokojnie, ale kiedyś musi przyjść ta burza :-)
Pozdrawiam serdecznie.
No i co to za niespodziankę dla nas znów szykujesz? Pozwolę sobie wysunąć podejrzenia, że nie będzie to raczej nic miłego - ani dla nas ani dla nich. W sumie nie wiem skąd ta myśl, ale ostatnie zdanie jakoś złowrogo zabrzmiało...
OdpowiedzUsuńCzyżby cisza przed burzą? Tak zwana równowaga w naturze ma zamiar o sobie przypomnieć?:)
Pozdrawiam.
[lucky--loser]
Podejrzenia jak najbardziej słuszne. Tyle tylko, że w tym przypadku to chyba Cię nie zadowala.
UsuńMusi być trochę spokoju, taka cisza przed burzą - a potem Bum!
Również pozdrawiam :-)
Błagam tylko nie serwuj nam jakiegoś smutnego zakończenia, bądź smutnej niespodzianki, bo tego nie zniosę ;)
OdpowiedzUsuńCieszy mnie fakt, że Lucy z Jurijem postanowili wykorzystać czas w Soczi jak najlepiej dla siebie, bo to wiele zmieniło w ich życiach ;) Dziewczyna została do samego końca Igrzysk i wcale mnie to nie dziwi jako, że spełniło się jej marzenie.
Może i wykorzystała znajomości taty, ale to w imię miłości, a jak powszechnie wiadomo dla miłości nie ma rzeczy niemożliwych. Sprytnie wykombinowała tą małą wycieczkę do Norwegii ^^ Dobrze, że nam Jaka nie padł na zawał jak ją zobaczył, bo byłoby go szkoda :D
Jurij ma niesamowite zdolności wokalne z tego, co czytam...Może jednak powinien tego spróbować po skokach mimo, że Lucy go do tego nie namawia :D
Uwielbiam o nich czytać, są uroczy ;)
Pozdrawiam ;*
Coś jest w twoich słowach słusznego. Niestety.
UsuńCzego się nie robi dla miłości, prawda?! Wszystkie chwyty dozwolone, nawet wykorzystanie znajomości ojca :D
Zawsze to jakaś alternatywa. Większość zawodników po zakończonej karierze przekwalifikowuje się na trenerów, menadżerów... a Jurij będzie oryginalny przynajmniej :D
Ale ciamajdy z tych panów! Co oni na przerwach w podstawówce robili i pod blokiem po szkole?:P My tak godzinami potrafiliśmy skakać.
OdpowiedzUsuńCo do odcinka, to tak w skrócie - początek ślicznie nostalgiczny, środek słodko-romantyczno-spokojny z nutką radości i dowcipu, koniec przyprawiający mnie o ciarki na plechach.
Chwyciłaś mnie za serce tym początkiem. Wszak każdy z nas boryka się z problemem uciekającego czasu, z życiem w pędzie i wiecznym 'nie zdążę'. Walczymy o kilka chwil dla siebie, dla najbliższych, dla przyjemności. Wydaje się nam to czymś wielkim... Lucy walczy o każdy dzień życia i to jest naprawdę czymś niezwykłym i czymś wielkim. My możemy machnąć ręką i powiedzieć - wyśpię się pojutrze, odwiedzę rodzinę za tydzień. Lucy i Jurij tak nie mogą, bo mogą nie mieć tego pojutrze lub za tydzień, bo mogą nie zdążyć. Dlatego myślę, że Lucy podjęła bardzo dobrą decyzję, decydując się na ten wyjazd i choć rozumiem jej rodziców - przecież oni też walczą o każdy dzień z nią - to teraz pojawił się w jej życiu ktoś równie ważny, z kim też powinna mieć możliwość spędzić jak najwięcej chwil, które wyrwie od losu. Urzekło mnie też to, jak pokazałaś Jurija. Już w poprzednim rozdziale wyrósł na prawdziwego bohatera, a tutaj ten kawałek o jego sile sprawił, że naprawdę mnie zaczarował, a ta wstawka o tym, że każdy ma chwilę słabości i jedna taka słabość została uwieczniona na fotografii nadała temu taki rzeczywisty wydźwięk.
Naprawdę niesamowity ten początek. Taki trafiający w serce i dający do myślenia.
Druga część słodka (również pod kątem wizualnym - ten Jurij jedynie w ręczniku... mrauuuu) i taka spokojna. Jak wiele osób tutaj zauważyło, a Ty niestety to potwierdziłaś - taka cisza przed burzą, co dobitnie zapowiada to zakończenie. Zanim jednak przejdę do tego, co smutne to wrócę do radosnej, pełnej miłości i przyjaźni części. Jurij-artysta normalnie. najpierw śpiewak, później tancerz - z tym drugim wyraźniej lepiej mu poszło. Najbardziej rozbroił mnie jednak Robert z tym swoim 'Ty zacznij od ubrania' wyobraziłam sobie, jak on to mówi i śmiałam się zapewne głośniej od wszystkich zgromadzonych w pokoju :D No i Jaka też był taki słodki w tym rozdziale. Już nie taki zakochaniec, który nie ma odwagi nic zrobić, a później jakieś ciche żale, że ona wolała Jurija, tylko taki po prostu dobry kumpel. No i te sceny Lucy i Jurija - tak się chciało krzyknąć, aby to trwało wiecznie. Widać, że mocno się kochają i cieszą każdą chwilą razem. Nawet kiedy muszą znosić towarzystwo tych wariatów wokoło. Tylko że my wiemy, że to nie będzie trwało wiecznie, a ta końcówka jeszcze bardziej nam to uświadamia. przemienia ten słodki, romantyczny i sielankowy obraz w bolesne poczucie ulotności tego wszystkiego. Jest cudownie, ale lada moment ta sielanka się skończy, a my będziemy płakać razem z Jurijem.
Proszę zaskocz nas i spraw, żeby Lucy wyzdrowiała, bo inaczej muszę się zaopatrzyć w pokaźną dawkę chusteczek higienicznych.
Do następnego w takim razie, czekam (jeszcze nie z chusteczkami)
Nawet nie masz pojęcia jak cieszą mnie twoje słowa. Chociaż właściwie to pewnie wiesz, jak działają takie komentarze na autorów. Dziękuje za to jak odbierasz te moje wypociny. Tak jakoś mi się przyjęło, że lubię te wstępy i pisać i czytać u innych. I ciesze się, że te same uczucia wywołują w tobie :-)
UsuńNiestety im bliżej końca opowiadania, tym trudniej mi się z nim rozstać. Przez co czuję, że staje się ono takie rozlazłe :-( Następny rozdział jeszcze nie będzie tym ostatnim, bo sobie wymyśliłam epilog, a w nim coś co musi najpierw zaistnieć w przedostatnim rozdziale. Taka już jestem, lekko pokręcona.
Chcę was zaskoczyć, mam nadzieje, że się to uda :-)
Pozdrawiam serdecznie
ps. ponoć 15 skoków wystarczyło, żeby zdobyć rekord tego programu!!! Fajnie, że ktoś jest z tego pokolenia, które to pamięta i na przerwach skakało :D
Troche mnie nie bylo, ale przeczytalam wszystko z zapartym tchem. Zaczne jednak moze od poczatku...
OdpowiedzUsuńDziekuje bardzo za zyczenia urodzinowe, naprawde nie spodziewalam sie ze po tak dlugiej nieobecnosci ktos bd jeszcze pamietal o moich urodzinach. To naprawde mile.
Co do Lucy, tak myslam ze jest smiertelnie chora. Podswiadomie.ludzilam sie jednak, ze ja oszczedzisz... teraz tylko potwierdzilas wczesniej dane przez ciebie wskazowki. Naprawde szkoda mi tej dwojki, zwlaszcza moment wyznania prawdy byl bardzo emocjonalny. Plakalam niczym male.dziecko, sama nie wiem dlaczego.
Ale motyw choroby jest zawsze bardzo ciezki dla bohaterow. Mysle ze kwestia IO w pewnym momencie przestala byc po prostu dla Jurija istotna. Liczyla sie tylko Lucy i milosc jaka miala im towarzyszyc az do smierci.
Dobrze zd dziewczyna postanowila dolaczyc do kadry slowenii w norwegii, owa dwojka potrzebuje bardzo swojej obecnosci... kazda chwila jest dla nich bardzo drogocenna, co pokazalas w najdrobniejszych szczegolach.
I za to Cie uwielbiam, za to ze Twoje opowiadania trzymaja sie calosci, sa dopracowane na kazdym mozliwym etapie. To jest to czego mi brakuje podczas mojego chaotycznego pisania. Dla mnie bas zawsze najwieksza inspiracja, przykladem do nasladowania, osoba od ktorej mozna bylo sie bardzo wiele nauczyc. Dziekuje Ci ze nadal piszesz.
Ale prosze, nie usmiercaj Lucy, daj im szanse. Kazdy zasluguje na szanse na wspaniale zycie. Oni tez. Czekam z niecierpliwoscia na nowy odcinek. Pozdrawiam serdecznie, kiciak