4 kwietnia 2014

Rozdział 16



           Czas nieubłaganie pędził naprzód, nie zważając na gorące prośby tych, którzy z różnych powodów chcieliby go mieć nieco więcej. Niektórzy tylko po to, by móc lepiej przygotować się przed ostatnimi zawodami, inni wręcz przeciwnie – odpocząć po trudach ciężkiej, sportowej walki. Radość z prostych gestów, wieczornych spacerów po oświetlonych uliczkach miasteczka czy rozmów na trudne tematy były tym, o co walczyli Lucy i Jurij.  
Jednak dla wszystkich, bez wyjątku – czas był produktem deficytowym.
          Wspomniana dwójka próbowała ów czas oszukiwać, a przynajmniej zatrzymać na zawsze ułamki sekund, które przeżywali podczas tych ostatnich, wspólnych godzin w Rosji. Fotografie uwieczniały zatem ich szczęście w każdym możliwym momencie, by już na zawsze przynajmniej jedno z nich mogło przywołać we wspomnieniach te właśnie dni. Dopiero jakiś czas później, wśród tego zbioru Lucy odnajdzie zdjęcie, które pokaże jak bardzo Jurij przeżywał jej chorobę i jak ogromnym ciężarem go obarczyła. Nie licząc bowiem dnia, w którym powiedziała mu prawdę i tych kilku spędzonych przy niej w szpitalu, nigdy nie okazał swojej słabości. W pewnym sensie tego właśnie od niego wymagała, a on dzielnie spełniał jej warunek i nigdy nie wyrażał swojego żalu wobec losu. A przynajmniej nie robił tego w jej obecności. Każdy człowiek ma jednak chwile słabości i właśnie w tamtej chwili, zupełnie nieświadomie nacisnęła spust migawki.
            To jednak nie zatrzymało osi czasu i wkrótce Soczi stało się jedynie odległym wspomnieniem. Kadra Słowenii, podobnie jak większość innych ekip i sportowców, dla których sezon wkraczał w decydujący etap, wyjechała tuż po ostatnich startach. Lucy natomiast została do końca i chociaż nie miała z kim komentować poszczególnych fragmentów ceremonii zamknięcia Igrzysk, to jednak obejrzała je z wielkimi emocjami.
         A później, jak wszyscy, wróciła do domu.
Po niemal miesiącu spędzonym w tętniącym życiem Soczi, trudno było przestawić się na nostalgiczne, niemal leniwe miasteczko, w którym mieszkała od dnia narodzin. Nie mogła poradzić nic na to, że wpadła w rytm sportowców i po powrocie czasem zdarzało jej się o poranku zrywać z łóżka, by pobiegać. Chociaż nigdy wcześniej tego nie robiła. Najtrudniej jednak było zaakceptować nieobecność Jurija i reszty Słoweńców, którzy już na stałe wkroczyli do jej serca, każdy z nich pod nieco inną postacią. Rodzice próbowali studzić jej młodzieńcze uniesienia, ale nie byli obiektywni w swoich ocenach. Przede wszystkim zaś chcieli zatrzymać swoją jedyną córkę jak najdłużej przy sobie, by nacieszyć się czasem, jaki im został. Nie byli zatem zadowoleni, gdy pewnego wieczoru oznajmiła im iż wyjeżdża. Znów. Zaledwie kilka dni mieli ją dla siebie, a ponownie od nich uciekała. Chyba po raz pierwszy w życiu z pełną premedytacją wykorzystała znajomości ojca, by pierwszą klasą dotrzeć do Norwegii a potem zameldować się w tym samym hotelu co Słoweńcy, chociaż jak stwierdziła recepcjonistka, nie było już wolnych pokoi. Zostawiając bagaż w swoich czterech ścianach, skierowała się do pokoju, który zajmował Jurij z Hvalą. Nie była pewna czy go zastanie, bo chociaż kwalifikacje skończyły się kilka godzin temu, to równie dobrze mogli mieć inne plany i zwyczajnie będzie musiała pocałować klamkę.
Zanim zapukała, drzwi same się uchyliły ukazując oblicze Jaki.
- Lucy?! – uśmiechnęła się na widok zaskoczenia na jego twarzy.
          Nikt nie wiedział o jej planach, zresztą kilka godzin temu ona sama o nim jeszcze nie miała pojęcia. To była spontaniczna decyzja i miała nadzieje, że spełni jej oczekiwania co do tego miejsca i własnych potrzeb. Zanim się zorientowała tonęła w objęciach Młodego. Zaskoczył ją tym gestem i przez moment obawiała się, że kieruje nim coś więcej niż zwykła uprzejmość. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie, by zdobyć pewność, że nadal nie miał pojęcia o jej chorobie.
- Właśnie wybierałem się po coś do picia… - powiedział, wypuszczając ją z objęć -… ale chyba poszukam siebie w pokoju Petera albo Robiego – dodał z szelmowskim uśmiechem, dając jej tym samym do zrozumienia iż nie będzie im przeszkadzał.
            Wchodząc do środka, już niemalże w progu usłyszała głos Jurija dochodzący z łazienki. Od razu poznała, które miejsce zarezerwował dla siebie, bo na łóżku leżała na wpół wybebeszona walizka, w której rozpoznała rzeczy chłopaka. Przysiadła na oparciu fotela i wsłuchiwała się w dźwięki dochodzące zza zamkniętych drzwi. Szum wody zagłuszał nieco słowa, ale i tak rozpoznała ulubioną melodię Słoweńca, którą nucił z charakterystycznym dla siebie akcentem. Nigdy wcześniej nie miała okazji usłyszeć jak śpiewa i chociaż nie był w tym jakoś wybitnie dobry, to jednak nie można mu było odmówić interpretacji i umiejętności wczucia się w emocje piosenki. Z uśmiechem na ustach przyjęła głośny falset, którym wydawał się w ogóle nie zrażać i kontynuował swój występ. Pewnie nie byłby aż tak odważny, gdyby wiedział, że ktoś go w tej chwili słyszy. Był w całkiem niezłym humorze, pomyślała zadowolona i sama też jakby nabrała więcej optymizmu.
            Tymczasem przy wtórze przekleństwa, usłyszała brzdęk przedmiotu lądującego na kafelkach. Potem na kilka sekund zaległa cisza, po której Jurij wreszcie wyszedł z łazienki. Widać było, że wystraszyła go czyjaś obecność. Instynktownie chwycił ręcznik okalający jego biodra, zupełnie jakby nagły intruz chciał go z niego zedrzeć. W sumie, niewiele się pomylił, bo właśnie to chciała uczynić Lucy, może tylko nieco później.
- Cześć, Elvisie – wyszczerzyła zęby. Albo to wpływ gorącej wody albo Jurij się zarumienił. Musiała przyznać, że do twarzy było mu z tymi wypiekami. Początkowe zaskoczenie jej osobą zmieniło się w szeroki uśmiech. Na moment spuściła wzrok w dół, ale to był błąd bo widok Jurij w samym ręczniku ponownie rozbudził w niej same niegrzeczne myśli. Dopiero, gdy poczuła na policzkach jego ciepłe dłonie, a na jej własne spadło kilka zagubionych kropel z wciąż wilgotnych włosów chłopaka, zdała sobie sprawę, że stoi tuż obok. Odpowiedziawszy na niemy rozkaz bruneta, podniosła się z fotela i oplotła go w pasie. Ich usta się złączyły na kilka kolejnych minut. I wtedy była pewna, że decyzja o przyjeździe tutaj była właściwa.
- Zanim rzucisz skoki i zajmiesz się muzyką…...- zaczęła, gdy już nasycili się pierwszym dotykiem. -… dokładnie to przemyśl, ok. – jedna brew śmignęła w górę zupełnie jakby uraziła go tym stwierdzeniem. Udawał, to było pewne, bo doskonale zdawał sobie sprawę o braku muzycznego talentu.
Zmiażdżył ją w uścisku.
- Wszystko w porządku?
Nienawidziła tego pytania, ale rozczuliła ją troska w głosie Jurija. W tym jednym pytaniu zawarł wszystko to, czego od kilku dni obawiał się najbardziej. Od ich rozstania bał się chwili, w której los mu ją zabierze. Drżał na samą myśl o tym, że nie zdąży się z nią pożegnać i ostatnie chwile spędzi bez niego. Chcąc zagłuszyć własne niepokoje podniósł kciukiem podbródek dziewczyny i delikatnie ją pocałował. Najważniejsze, że jest teraz z tobą – szeptała  podświadomość. Chyba Lucy zrozumiała te rozterki, a może sama miała podobne, bo kiedy oderwali się od siebie wtuliła się w jego nagi tors.
- Teraz już tak – bicie jego serca było najpiękniejszą melodią.
Stali tak przez kilka kolejnych sekund, milcząc i ciesząc się swoją bliskością.
Niestety nie trwało to długo.
- A niech mnie! – do pokoju wkroczył radosny Robert przerywając błogi spokój, którym delektowali się przez ten krótki moment. - ... Młody nie kłamał. 
Lucy opuściła ramiona swojego chłopaka i przywitała się z Robertem.
- Próbowałem go zatrzymać.
Za ich plecami stał skruszony Jaka w towarzystwie nieznajomego.
- To jest Jernej, Jernej to jest właśnie Lucy – uścisnęła dłoń nowo poznanego chłopaka, który przypatrywał jej się uważnym. aczkolwiek sympatycznym wzrokiem. Najwyraźniej była tematem ich rozmów i teraz porównywał to co usłyszał z rzeczywistością. Miała nadzieje, że zbytnio się nie rozczarował. – Jakie mamy plany na dziś? – Robi przysiadł na jednym z łóżek, zwracając się do dziewczyny, która zajęła miejsce tuż obok walizki.
- My?! – Jurij podniósł brwi w zaskoczeniu. Plan, który wypracował przed chwilą, gdy ujrzał Lucy w swoim pokoju z pewnością nie obejmował żadnego z trzech pozostałych osobników płci męskiej.
Kranjec obrzucił kolegę wzrokiem.
- Ty zacznij od ubrania – zadrwił wprawiając resztę w wesoły chichot. Tepes bowiem wciąż stał w samym ręczniku. – Poza tym, będziesz miał Lucy przez większość wieczoru, zdążycie się sobą nacieszyć… o ile Jaka zgodzi się spać na wycieraczce.
- Spoko mam własny pokój – uspokoiła blondyna, który jakoś nie wydawał się być tym faktem w ogóle poruszony.
 Jurij sięgnął po swoje rzeczy z walizki i nachylił się do niej.
- Nie zdradzaj im numeru, bo gotowi są męczyć cię do nocy – szepnął, łaskocząc oddechem płatek ucha i skierował się w stronę łazienki.  O to jednak nie musiał się martwić, wieczory i noce zarezerwowała tylko dla niego.
           
              Swoje plany nieco zmodyfikowała, bo następnego wieczoru towarzyszyła całej ekipie podczas świętowania urodzin Roberta. Nie potrafiła i nie chciała mu odmawiać, kiedy ich zaprosił. Dodatkową okazją było podium Petera, który dzielnie walczył o zwycięstwo w Pucharze Świata. Mimo dość odległego, bo dopiero dwudziestego trzeciego miejsca, Jurij próbował ukryć swoje rozżalenie i naprawdę starał się dotrzymywać tempa swojej dziewczynie.
            Kiedy wróciła z toalety, Jurij od razu zaproponował taniec. Przebiegła wzrokiem po twarzach pozostałych, najwyraźniej coś bardzo ich rozbawiło, ale chyba odbyło się to kosztem jej chłopaka.
Potrząsnęła głową.
- Nie tańczę publicznie, ja i parkiet… to niezbyt dobry pomysł.
- Ja też nie robię tego zbyt często, ale wolę się zbłaźnić niż ich słuchać – wskazał brodą na resztę towarzystwa.  Zanim chociażby spróbowała ponownie wyperswadować mu ten pomysł chwycił jej dłoń i zaprowadził na sam środek parkietu, gdzie wirowało już kilka par. Patrząc na niektórych szybko pożałowała swojej decyzji i tego, że nie skończyła kursu tańca sprzed trzech miesięcy. Cóż, dwie pierwsze lekcje w niczym nie mogło jej teraz pomóc, od zawsze miała słabe poczucie rytmu i zbyt często deptała swoich partnerów po stopach. Nic więc dziwnego, że zazwyczaj podpierała ściany lub udawała, że znacznie ciekawsze rzeczy dzieją się przy stolikach, gdzie zazwyczaj wysłuchiwała bełkotu pijanych przyjaciół.
          Jurij najwyraźniej nie podpierał ścian, bo doskonale wiedział co i jak ma robić. Przyciągnął ją do siebie, oplatając dłońmi wąską talię, a ona zachęcona tym władczym gestem całkowicie się poddała i przylgnęła do niego tak blisko, że nie dzieliło ich nic. Mimo tętniącej muzyki wyczuwała bicie jego serca, kiedy właśnie w tym miejscu spoczęła jej dłoń. Miała wrażenie, że jest ono odbiciem jej własnego pulsu i z błogim spokojem poddawała się temu złudzeniu. Tańczyli leniwie, choć tak naprawdę nie wiedzieli czy robią to w rytm muzyki czy własnych serc. I jak daleko zaprowadzi ich ten wspólny krok.
- Okłamałeś mnie – zadarła głowę do góry, spoglądając groźnie na swego chłopaka. Ciemne oczy Jurija na moment przybrały pytające spojrzenie. – Powiedziałeś, że nie umiesz tańczyć!
Uśmiech zadrgał mu na ustach.
- Nieprawda, powiedziałem tylko, że rzadko tańczę publicznie.
- W moim przypadku to oznacza to samo… - wydęła usta niezadowolona ze swoich tanecznych umiejętności. – ale ty tańczysz jak zawodowiec.
W momencie urósł o kilka wyimaginowanych centymetrów.
- To kwestia partnerki – obdarował ją krótkim całusem, ucinając jednocześnie dalsze spekulacje pytania z jej strony. Ostatnie zdanie potraktowała jako mały komplement pod jej adresem i na nowo rozkoszowała się kilkoma następnymi minutami w objęciach faceta, którego szaleńczo kochała.
            I tak minęły im kolejne trzy dni. Pomiędzy treningami, kwalifikacjami i zawodami znaleźli kilka chwil, które spędzali tylko we dwójkę. A to umocniło ich uczucie i wiarę w to, że takich dni będzie więcej. Chociaż wtedy nie zdawali sobie z tego sprawy, to w pewien sposób ten weekend przygotował ich na to co miało nastąpić wkrótce.

~.....~
A dzisiaj sponsorami są :
Gorąco polecam :D

35 komentarzy:

  1. Świetny rozdział!
    Chyba zaczynam się bać tego nadchodzącego weekendu..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, ja też się boję.
      Ale boję się też tego, że czas znów nie pozwoli mi napisać rozdziału i będę go przeciągać :-(

      Usuń
  2. Ojejku, to takie urocze że Lucy pojechała do Norwegii do Jurija. Awww. Słodziutko.
    Jurij, oszukisto, dobrze tańczysz, skubańcu.
    Ok, teraz najważniejsze zdanie z tego rozdziału: "Chociaż wtedy nie zdawali sobie z tego sprawy, to w pewien sposób ten weekend przygotował ich na to co miało nastąpić wkrótce." TO? Że w sensie co? Że ja mam nadzieję więcej takich miłych wieczorków, więcej tańców i hulanek, z dala od myśli o chorobie, prawda? Bo się kochają, to będą szczęśliwi, co nie? Ech... choroba nie wybiera, ale Autorka tak :D
    Trzej panowie z bananami - że co? xd Oglądnęłam sobie ten filmik i zadaję sobie pytanie co się dzieje xd Dlaczego skakali na skakance trzymając banany i je po drodze obierając? Trochę do dla mnie sensu nie ma ;dd + muszę przyznać, że jak na skoczków, podkreślam ich profesję, nie idzie im zbyt dobrze ;x
    Życzę weny, buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, takie swobodne scenki mogą być... ale jedynie w wyobraźni czytelników.
      Niestety ten rozdział jest ostatnim z tych bardziej wesołych. Trzeba się przygotować na to, co musi nastąpić. Koniec opowiadania, a co za tym idzie - jakiś koniec ich historii.
      Też nie rozumiem sensu tych bananowych skoków, podobno jakiś rekord pobili (tylko 15 skoków i już rekord) ale przyznaj sama, fajnie się ich ogląda :D
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Koniec historii? No nie no nie no nie no nieeeee! :'(
      15 skoków i rekord? Kurcze, chyba latem sama spróbuję na czym polega trudność tej zabawy, bo nie widzę w tym żadnej filozofii xd Ale jest śmiesznie ^^

      Usuń
    3. Już i tak opowiadanie się przedłużyło i powinno skończyć się wraz z końcem sezonu. Niestety nie wyrobiłam się czasowo. Ale w przeciągu dwóch tygodni powinno się udać. Na święta będziecie już mnie mieć z głowy :D
      Gra jako tako jest fajna, pamiętam, że w dzieciństwie miałam nawet z tego frajdę. Tyle tylko, że im więcej osób tym jest trudniej :-)

      Usuń
    4. No w sumie, wtedy ciężej się zgrać..
      JAK TO KONIEC? NIE RÓB MI TEGO, BŁAGAM. ALE BĘDZIESZ PISAĆ COŚ KOLEJNEGO, PRAWDA?

      Usuń
    5. Jeszcze nie wiem co dalej, po tym opowiadaniu.
      Przypuszczam, że zrobię sobie przerwę. Nie wiem tylko jak długą.

      Usuń
  3. Jurij w wersji ręcznikowej wypadł bardzo ciekawie xd Nie tylko Lucy miała okazję zobaczyć go do połowy roznegliżowanego, ale też przyjaciele z drużyny. Ale u takich skoczków to pewnie norma. Ciągle tylko wkoło faceci i faceci xd
    Lucy zrobiła im wszystkim niemałą niespodziankę i dobrze, wszyscy byli uszczęśliwieni. Myślę, że Tepes najbardziej ale Jaka i Kranjec też nie narzekali ;) Chyba się za nią porządnie stęsknili. Jurij jako Elvis? Udało mu się rozśmieszyć Lucy i jeszcze bardziej poprawić jej humor….chciałabym usłyszeć ten jego prawie idealny śpiew ;p
    Cieszę się, że spędzili ze soba trochę czasu, jeszcze bardziej się ze sobą związali, umocnili miłość. Po tym rozdziale jakoś zapomniałam o całej chorobie i o wszystkich problemach. Ale choroba nie zniknęła i najprawdopodobniej nie zniknie. I to ostatnie zdanie zwiastuje nic innego, jak zaczynające się problemy, poważne problemy.
    Mimo wszystko strasznie czekam na następne rozdziały, bo zakochałam się w tym opowiadaniu ;-)
    A filmik widziałam... Na początku nie wiedziałam czy płakać, czy się śmiać. Ale ostatecznie wybrałam tę drugą opcję i banana to miałam ja, kiedy patrzyłam na te ich skoki. Na skakance co prawda, ale zawsze to umilenie oczekiwań na nowy sezon hahaha xd
    Pozdrawiam gorąco i ściskam mocno ;* czekając na następny rozdział (i zastanawiając się co wymyślisz dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację choroba cały czas krąży wokół nich, nie zatrzymuje się tylko dlatego, że są razem i są szczęśliwi. To taka cisza przed burzą, niestety.
      Ciesze się, że lubisz moje opowiadanie. Postaram się, aby końcówka nie popsuła tego dobrego wrażenia.
      Ja też padłam przy pierwszym, drugim.... setnym obejrzeniu tego filmu :D

      Usuń
    2. Myślę, że co by się nie stało, to i tak nie zmienię nastawienia do tego opowiadania.
      Gdzieś przeczytałam, że to już koniec opowiadania? To bardziej mnie martwi niestety, zdecydowanie chciałoby się żeby ilość rozdziałów nie miała końca...
      No dobra, a teraz muszę się nastawić psychicznie, powiedz mi proszę, że to opowiadanie będzie miało szczęśliwe zakończenie co? ;p chociaż troszeczkę szczęśliwe...
      aa czyli nie tylko ja ciągle włączam "replay" xd hehe

      Usuń
    3. Trzymam cię za słowo :D
      Kiedyś trzeba skończyć, już i tak nieco przeciągnęłam tą historię. Soczi dawno za nami, sezon też, a opowiadanie trwa dalej. Już wystarczy tego dobrego. W pewnym sensie będzie troszkę szczęścia.
      Nie tylko ty, ja również maltretuję przycisk "replay" :D

      Usuń
  4. Widziałam to nagranie już wcześniej i po prostu mnie zabiło. Że też u nas nie ma takich programów!
    No. I to by było na tyle z miłych rzeczy. Chociaż nie, miłym widokiem musiał być jeszcze Tepes Junior w ręczniczku. I teraz to już na tyle.
    Już pomijam niezawodnych kolegów, którzy zawsze się wpakują wtedy, co nie potrzeba. Ale to widmo, które nad nimi krąży, ten nieokreślony limit czasu, jaki im pozostał... to boli. Jest strasznie ciężkie do przyjęcia. Przecież nie można się pogodzić ze zbliżającą się śmiercią!
    Jurij jest cudowny. Daje Lucy wsparcie, jakiego ona teraz potrzebuje. A przecież równocześnie sam cierpi. Cudowny facet.
    Oj kochana, boję się, co będzie dalej :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, chyba za bardzo idealny jest ten Jurij.
      Nawet w samym ręczniku, kradnie rozdział. Wiem, wiem - to zdecydowanie przez ten ręcznik :D
      Masz rację, że nie można się z tym pogodzić, ale w jakimś stopniu Lucy próbuje, nie tyle siebie, ale bardziej oswoić Tepesa, że wkrótce go opuści. Jeśli boli, to dobrze. To znaczy, że odbierasz to opowiadanie właśnie tak, jak chcę. :-)

      Usuń
    2. Jesteś okrutna, wiesz?
      Ale i tak bardzo, bardzo to opowiadanie lubię <3

      Usuń
    3. Ciesze się, że mimo wszystko lubisz tę historię :-)
      Wiem, że jestem okrutna :-(
      Aż boję się ostatniego rozdziału.

      Usuń
  5. Tak to już jest. Jak na coś bardzo czekamy to czas wlocze się niemiłosiernie, a jak chcemy aby jakaś chwila trawała jak najdłużej to wskazówki zegara mknął w bardzo szybkim rytmie. Taka to ironia losu.
    Soczi się skończyło i nadeszła szara rzeczywistość. Ale na szczęście Lucy, pomińmy znajomości ojca - która z nas nie skorzystałaby z takiej szansy! - mogła wyjechać do Norwegii aby spotkać Jurija i resztę tej słoweńskiej bandy.
    Śpiewający pod prysznicem Jurij ... zazdroszczę Lucy tego widoku, a raczej ... słuchu? Whatever! Chociaż bardziej widoku wychodzącego skoczka spod prysznica ... nie, nic nic. Jurij jest zbyt idealny ... kolejną jego zaletą jest umiejętność poruszania się po parkiecie. Ideał *_*
    Muszę się nacieszyć tymi rozdziałami, bo kolejne zapewne nie będą zbyt szczęśliwe, czego się obawiam. A filmik z bananami ubóstwiam! Za pierwszym razem wręcz sie popłakałam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie denerwująca ta ironia losu.
      Nie uważasz, że jest zbyt idealny? Chyba przesadziłam w tym wszystkim, ale może jeszcze nieco zmienię ten jego charakterek w ostatnich rozdziałach. Muszę coś wymyślić ;-)
      Zostały jeszcze dwa rozdziały, i jak się słusznie spodziewasz będą zdecydowanie inne niż chociażby ten dzisiejszy. Mam nadzieje, że jednak zdołasz przez nie przebrnąć.
      Mam podobnie, kiedy oglądam ten filmik :D

      Usuń
  6. Coraz bardziej wydaje mi się, że tutaj niestety nie będzie szczęśliwego zakończenia. Może to i dobrze? Jakaś odskocznia od tych wszystkich happy endów. Ale ta cała historia jest taka magiczna i bajkowa, że aż chciało by się na końcu przeczytać "I żyli długo i szczęśliwie".
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj od samego początku wiedziałam, że nie będzie szczęśliwego zakończenia.
      Historia pisana życiem, a w nim rzadko kiedy kończy się happy endem, prawda :-(
      Dziękuje za miłe słowa. Ciesze się, że odbierasz tę historię właśnie w ten sposób :-)

      Usuń
  7. Znów nie wiem, co napisać.
    Jurij jest taki po prostu pocieszny i kochany. I skacze, i śpiewa, i tańczy... człowiek renesansu normalnie. Ale wiesz, to bardzo boli, że to tylko chwilowe. Że ich wspólnie spędzony czas ma z góry narzucony koszmarny limit. Zegar tyka coraz głośniej. Może dobrze, że spędzili ze sobą ten weekend, możliwie blisko siebie. Ja się tylko boję, że mogło to być nieświadome pożegnanie...
    Czekam na kolejny i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowiek wielu talentów :D
      Niestety jak to ładnie ujęłaś, ich limit powoli się kończy. Zegar tyka.
      Nieświadome pożegnanie, coś w tym jest, bo właściwie to każde ich spotkanie ma w sobie taki element, o którym chociaż nie mówią głośno, to zdają sobie sprawę z tego.
      Również pozdrawiam.

      Usuń
  8. Rozmarzyłam się :)
    Rozdział napisany tak delikatnie, tak naturalnie i uroczo, że uśmiechałam się pięknie do monitora jak zakochana nastolatka :)
    Miło, że Lucy z Jurijem starali się wykorzystać czas w Soczi do samego końca, próbując się nacieszyć sobą. Pięknie postąpiła nasza bohaterka, lecąc do Norwegii. Jurij mnie ubawił w swoim wykonaniu karaoke w łazience i jestem tego samego zdania co Lucy, lepiej, żeby nie przerzucał się na śpiewanie xD
    Natomiast na miejscu skoczka zamordowałabym kolegów, nacieszyć się mu nie dadzą na powitanie z dziewczyną! No jak tak można!
    I nie ukrywam, że boję się kolejnego rozdziału, bo sposób jaki napisałaś nie daje mi pozytywnej alternatywy, a na pewno się coś wydarzy - jestem więcej niż pewna.
    Piękny rozdział i pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, wydarzy się bardzo wiele. Rozdział będzie pomieszaniem dobrych i złych rzeczy. Więc w sumie nie będzie bardzo straszny. Taki jest przynajmniej na niego plan, a co wyjdzie to okaże się, mam nadzieje, do następnego piątku.
      Nawet nie wiesz jak wiele znaczą tak miłe słowa, strasznie się cieszę, że ci się podoba :-)
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  9. filmik chyba obiegł już wszystkie fanki Słoweńców i Jurija hahah
    Rozdział genialny, jak zawsze z resztą... Ah, miłość kwitnie, ale już sie boję tego co im przygotowałaś na później...a ak kolorowo mogłoby być forever!
    Tepes taki słodziutki jest...
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początkowo rozdział miał sponsorować zdjęcie Jurija, potem Roberta, ale jak trafiłam na ten filmik stwierdziłam, że na dzień dzisiejszy wszystko przebija :D
      Mogłoby być kolorowo, ale wolę żeby było bardziej realistycznie :-)
      Pozdrawiam, do piątku.

      Usuń
  10. Taka cisza przed burzą trochę. Im jest spokojniej, tym bardziej się boję co się stanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie to samo napisałam nieco wyżej - taka cisza przed burzą.
      Musi być słodko i spokojnie, ale kiedyś musi przyjść ta burza :-)
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  11. No i co to za niespodziankę dla nas znów szykujesz? Pozwolę sobie wysunąć podejrzenia, że nie będzie to raczej nic miłego - ani dla nas ani dla nich. W sumie nie wiem skąd ta myśl, ale ostatnie zdanie jakoś złowrogo zabrzmiało...
    Czyżby cisza przed burzą? Tak zwana równowaga w naturze ma zamiar o sobie przypomnieć?:)
    Pozdrawiam.
    [lucky--loser]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzenia jak najbardziej słuszne. Tyle tylko, że w tym przypadku to chyba Cię nie zadowala.
      Musi być trochę spokoju, taka cisza przed burzą - a potem Bum!
      Również pozdrawiam :-)

      Usuń
  12. Błagam tylko nie serwuj nam jakiegoś smutnego zakończenia, bądź smutnej niespodzianki, bo tego nie zniosę ;)
    Cieszy mnie fakt, że Lucy z Jurijem postanowili wykorzystać czas w Soczi jak najlepiej dla siebie, bo to wiele zmieniło w ich życiach ;) Dziewczyna została do samego końca Igrzysk i wcale mnie to nie dziwi jako, że spełniło się jej marzenie.
    Może i wykorzystała znajomości taty, ale to w imię miłości, a jak powszechnie wiadomo dla miłości nie ma rzeczy niemożliwych. Sprytnie wykombinowała tą małą wycieczkę do Norwegii ^^ Dobrze, że nam Jaka nie padł na zawał jak ją zobaczył, bo byłoby go szkoda :D
    Jurij ma niesamowite zdolności wokalne z tego, co czytam...Może jednak powinien tego spróbować po skokach mimo, że Lucy go do tego nie namawia :D
    Uwielbiam o nich czytać, są uroczy ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś jest w twoich słowach słusznego. Niestety.
      Czego się nie robi dla miłości, prawda?! Wszystkie chwyty dozwolone, nawet wykorzystanie znajomości ojca :D
      Zawsze to jakaś alternatywa. Większość zawodników po zakończonej karierze przekwalifikowuje się na trenerów, menadżerów... a Jurij będzie oryginalny przynajmniej :D

      Usuń
  13. Ale ciamajdy z tych panów! Co oni na przerwach w podstawówce robili i pod blokiem po szkole?:P My tak godzinami potrafiliśmy skakać.

    Co do odcinka, to tak w skrócie - początek ślicznie nostalgiczny, środek słodko-romantyczno-spokojny z nutką radości i dowcipu, koniec przyprawiający mnie o ciarki na plechach.
    Chwyciłaś mnie za serce tym początkiem. Wszak każdy z nas boryka się z problemem uciekającego czasu, z życiem w pędzie i wiecznym 'nie zdążę'. Walczymy o kilka chwil dla siebie, dla najbliższych, dla przyjemności. Wydaje się nam to czymś wielkim... Lucy walczy o każdy dzień życia i to jest naprawdę czymś niezwykłym i czymś wielkim. My możemy machnąć ręką i powiedzieć - wyśpię się pojutrze, odwiedzę rodzinę za tydzień. Lucy i Jurij tak nie mogą, bo mogą nie mieć tego pojutrze lub za tydzień, bo mogą nie zdążyć. Dlatego myślę, że Lucy podjęła bardzo dobrą decyzję, decydując się na ten wyjazd i choć rozumiem jej rodziców - przecież oni też walczą o każdy dzień z nią - to teraz pojawił się w jej życiu ktoś równie ważny, z kim też powinna mieć możliwość spędzić jak najwięcej chwil, które wyrwie od losu. Urzekło mnie też to, jak pokazałaś Jurija. Już w poprzednim rozdziale wyrósł na prawdziwego bohatera, a tutaj ten kawałek o jego sile sprawił, że naprawdę mnie zaczarował, a ta wstawka o tym, że każdy ma chwilę słabości i jedna taka słabość została uwieczniona na fotografii nadała temu taki rzeczywisty wydźwięk.
    Naprawdę niesamowity ten początek. Taki trafiający w serce i dający do myślenia.
    Druga część słodka (również pod kątem wizualnym - ten Jurij jedynie w ręczniku... mrauuuu) i taka spokojna. Jak wiele osób tutaj zauważyło, a Ty niestety to potwierdziłaś - taka cisza przed burzą, co dobitnie zapowiada to zakończenie. Zanim jednak przejdę do tego, co smutne to wrócę do radosnej, pełnej miłości i przyjaźni części. Jurij-artysta normalnie. najpierw śpiewak, później tancerz - z tym drugim wyraźniej lepiej mu poszło. Najbardziej rozbroił mnie jednak Robert z tym swoim 'Ty zacznij od ubrania' wyobraziłam sobie, jak on to mówi i śmiałam się zapewne głośniej od wszystkich zgromadzonych w pokoju :D No i Jaka też był taki słodki w tym rozdziale. Już nie taki zakochaniec, który nie ma odwagi nic zrobić, a później jakieś ciche żale, że ona wolała Jurija, tylko taki po prostu dobry kumpel. No i te sceny Lucy i Jurija - tak się chciało krzyknąć, aby to trwało wiecznie. Widać, że mocno się kochają i cieszą każdą chwilą razem. Nawet kiedy muszą znosić towarzystwo tych wariatów wokoło. Tylko że my wiemy, że to nie będzie trwało wiecznie, a ta końcówka jeszcze bardziej nam to uświadamia. przemienia ten słodki, romantyczny i sielankowy obraz w bolesne poczucie ulotności tego wszystkiego. Jest cudownie, ale lada moment ta sielanka się skończy, a my będziemy płakać razem z Jurijem.
    Proszę zaskocz nas i spraw, żeby Lucy wyzdrowiała, bo inaczej muszę się zaopatrzyć w pokaźną dawkę chusteczek higienicznych.
    Do następnego w takim razie, czekam (jeszcze nie z chusteczkami)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie masz pojęcia jak cieszą mnie twoje słowa. Chociaż właściwie to pewnie wiesz, jak działają takie komentarze na autorów. Dziękuje za to jak odbierasz te moje wypociny. Tak jakoś mi się przyjęło, że lubię te wstępy i pisać i czytać u innych. I ciesze się, że te same uczucia wywołują w tobie :-)
      Niestety im bliżej końca opowiadania, tym trudniej mi się z nim rozstać. Przez co czuję, że staje się ono takie rozlazłe :-( Następny rozdział jeszcze nie będzie tym ostatnim, bo sobie wymyśliłam epilog, a w nim coś co musi najpierw zaistnieć w przedostatnim rozdziale. Taka już jestem, lekko pokręcona.
      Chcę was zaskoczyć, mam nadzieje, że się to uda :-)
      Pozdrawiam serdecznie
      ps. ponoć 15 skoków wystarczyło, żeby zdobyć rekord tego programu!!! Fajnie, że ktoś jest z tego pokolenia, które to pamięta i na przerwach skakało :D

      Usuń
  14. Troche mnie nie bylo, ale przeczytalam wszystko z zapartym tchem. Zaczne jednak moze od poczatku...

    Dziekuje bardzo za zyczenia urodzinowe, naprawde nie spodziewalam sie ze po tak dlugiej nieobecnosci ktos bd jeszcze pamietal o moich urodzinach. To naprawde mile.

    Co do Lucy, tak myslam ze jest smiertelnie chora. Podswiadomie.ludzilam sie jednak, ze ja oszczedzisz... teraz tylko potwierdzilas wczesniej dane przez ciebie wskazowki. Naprawde szkoda mi tej dwojki, zwlaszcza moment wyznania prawdy byl bardzo emocjonalny. Plakalam niczym male.dziecko, sama nie wiem dlaczego.
    Ale motyw choroby jest zawsze bardzo ciezki dla bohaterow. Mysle ze kwestia IO w pewnym momencie przestala byc po prostu dla Jurija istotna. Liczyla sie tylko Lucy i milosc jaka miala im towarzyszyc az do smierci.

    Dobrze zd dziewczyna postanowila dolaczyc do kadry slowenii w norwegii, owa dwojka potrzebuje bardzo swojej obecnosci... kazda chwila jest dla nich bardzo drogocenna, co pokazalas w najdrobniejszych szczegolach.
    I za to Cie uwielbiam, za to ze Twoje opowiadania trzymaja sie calosci, sa dopracowane na kazdym mozliwym etapie. To jest to czego mi brakuje podczas mojego chaotycznego pisania. Dla mnie bas zawsze najwieksza inspiracja, przykladem do nasladowania, osoba od ktorej mozna bylo sie bardzo wiele nauczyc. Dziekuje Ci ze nadal piszesz.

    Ale prosze, nie usmiercaj Lucy, daj im szanse. Kazdy zasluguje na szanse na wspaniale zycie. Oni tez. Czekam z niecierpliwoscia na nowy odcinek. Pozdrawiam serdecznie, kiciak

    OdpowiedzUsuń