Igrzyska Olimpijskie z pewnością nie będą mile
wspominane przez wszystkich sportowców, którym przyszło w nich rywalizować.
Większość z nich poświęciła ostatnie cztery lata na ten jeden, najważniejszy w
życiu start i pokładało w nich swoje wielkie nadzieje na zwycięstwo. Jednak wielu
było takich, dla których zabrakło miejsca w chociażby kwalifikacjach do tych
zawodów. Niektórych pokonał czas, inni musieli uznać wyższość swoich
konkurentów, a jeszcze innych dopadły kontuzje czy perypetie zdrowotne typowe
dla przebywania w nowych miejscach. Byli też i tacy, którym już przed Soczi
wieszano medale na szyi czyniąc ich głównymi faworytami imprezy i nie zdając
sobie sprawy jak wielkie brzemię dźwigają na sobie oraz ci określani mianem
„nieobliczalnych”, zdolnych do zaskoczenia wszystkich ekspertów i całego
sportowego świata. Jednak na miejscu okazywali się cieniem samych siebie. I
niestety do tej właśnie grupy zaliczał się Jaka Hvala.
Jako
debiutant miał w sobie jeszcze ten pierwiastek szaleństwa, którym chciał
zniwelować wszelkie braki i mieć nadzieje, że to wystarczy by trener dał mu
szansę na dalszy etap. Nie udało się, skoki treningowe były tym najwyższym
pułapem, na który było go w tamtym momencie stać. Początkowo zupełnie nie
rozumiał słów trenera, jakoby już sama obecność na igrzyskach miała
zaprocentować na przyszłość. On chciał skakać, w pełni uczestniczyć w
zmaganiach, a nie bawić się w obserwatora. Nic jednak nie mógł poradzić na to,
że gdzieś w drodze do Rosji zupełnie stracił formę i stał się najsłabszym
ogniwem drużyny wobec czego nikt nie zaryzykowałby powołania go na konkurs w
zamian za lepszych od niego Słoweńców. Z nutką zdrowej zazdrości patrzył na
zmagania swoich kadrowych kolegów, którzy w komplecie przebrnęli najpierw przez
kwalifikacje a później pierwszą serię ostatniego konkursu. Dziwnie było
przyglądać się zawodom w roli kibica, chociaż miało to też tę dobrą stronę, że
na wszystko mógł patrzeć w szerszej perspektywie nie skupiając się na
szczegółach. Powoli zaczynał więc rozumieć sugestię Janusa, by jako debiutant
być jedynie rezerwowym i chłonąć całą otoczkę tak wielkich imprez jakimi były
Igrzyska.
- Na co masz ochotę?
Zerknął na dziewczynę obok, która
była tak pogrążona we własnych myślach, że nawet nie zauważyła kiedy nadeszła
ich kolej. Korzystając z przerwy w konkursie postanowili coś przekąsić, to
znaczy on wpadł na ten genialny pomysł, a jego towarzyszka wspaniałomyślnie się
zgodziła. Jako że najbliżej było im do cukierni, a nie chcieli przeoczyć
niczego z drugiej serii zawodów, tam właśnie skierowali swoje kroki. Miał
wrażenie, że myślami była gdzieś daleko stąd i gdyby teraz zaprosił ją na randkę,
mogłaby się zgodzić. Propozycja była niezwykle kusząca, ale wolał nie
wykorzystywać jej dzisiejszej słabości i nie narażać się na niczyj gniew.
- Obojętne – rzuciła, gdy
wreszcie zdołał wyrwać ją z otchłani własnych myśli.
Coś ewidentnie ją dzisiaj gryzło, bo nie
przypominała tej zawsze uśmiechniętej dziewczyny, która nieustannie zarażała
całą kadrę optymizmem. Owszem kiedy w pierwszej serii skakał Jurij wykrzesała z
siebie maksimum entuzjazmu, ściskając mocno kciuki szeptała słowa nadziei i
wsparcia by następnie, po bardzo udanym skoku, eksplodować czystą radością. I
nawet wpadła w wątłe ramiona Hvali, razem z nim ciesząc się z piątego miejsca
swojego chłopaka. Szybko jednak wróciła do stonowanego nastroju, zupełnie jakby
ten dobry skok Tepesa jeszcze bardziej wyzwalał w niej refleksyjność. Nawet nie
przypuszczał jak poważna walka rozgrywa się w jej głowie.
Z wymuszonym uśmiechem odebrała
czekoladowe ciastko polane białą czekoladą, które wręczyła jej młoda
dziewczyna. Uśmiech na twarzy nieznajomej lekko ją zdziwił, ale nie bardzo
wiedziała dlaczego brunetka robi takie maślane oczy patrząc na nią i
towarzyszącego jej Słoweńca. Kulturalnie podziękowała za obsługę i odwzajemniła
uśmiech. Gdyby w tym momencie zwróciła większą uwagę na słowa i gesty wobec
Jaki, z pewnością rozwiązałaby zagadkę sprzed kilku dni. Tymczasem całkowicie
skupiła się na drodze powrotnej i nie zauważając jego nagłego zdenerwowania
pozwoliła zaprowadzić się na wcześniej zajmowane miejsce. Rozpoczynająca się
druga seria konkursu zajęła myśli owej dwójki, sprowadzając ich rozmowę do
kwestii poszczególnych zawodników i ich skoków. Im bliżej rozstrzygnięcia tym
bardziej się denerwowała, że Jurij może nie sprostać presji jaką sam sobie
wytworzył. Kilkanaście minut wcześniej po swoim skoku zamienili ze sobą raptem
parę zdań, ale i tak wiedziała jak przeżywał ten konkurs. Po wczorajszej
wycieczce i późnym powrocie do hotelu obawiała się, że mogła sprowadzić na
niego zmęczenie i gorsze samopoczucie na dzisiaj. Jednak jak zapewnił ją sam
Jurij, to właśnie jej obecność i wczorajszy tak udany wieczór sprawił, że miał
w sobie więcej siły i pewności. Trzymała się tych słów niczym tonący brzytwy
mając nadzieje, że w ostatecznym rozrachunku nie będzie musiała przyznać racji
trenerowi. Mimowolnie uśmiechnęła się na widok machającego do kamery Matjaza stojącego
w miejscu dla aktualnego lidera. Młody miał chyba rację proponując małą, słodką
ucztę bo znacznie poprawił jej się humor. Podwyższone stężenie cukru widać
robiło swoje. Wciąż czuła na języku posmak czekolady z domieszką jakieś innej,
nieco orientalnej przyprawy. Chociaż kilka sekund temu miała pewność, że po raz
pierwszy jadła ten deser, to jednak jej kubki smakowe mówiły coś innego. Znała
ten smak…
I wtedy dotarła do niej
prawda.
Kątem oka obserwowała Słoweńca,
który nieświadom jej analizy skupił się na zawodach. Dopiero w tym momencie
dotarł do niej sens słów nieznajomej, która wręczając zamówiony przysmak
pogratulowała dobrego wyboru i życzyła im szczęścia. Najwyraźniej wtedy błędnie
odczytała te słowa, bo dopiero teraz dotarł do niej ich jasny przekaz.
Zrozumiała dlaczego na te słowa Jaka tak nagle zaczął się denerwować i
śpieszyć, mimo iż nie była to restauracja zostawił całkiem niezły napiwek a
wszystko po to, by jak najszybciej się stamtąd ulotnić. Teraz już wiedziała
dlaczego.
Wymierzyła cios w ramię.
- Auł! – krzyknął sekundę później odwracając
się w kierunku napastnika. Zdezorientowany tym nagłym atakiem patrzył na nią ze
zmarszczonymi brwiami i rozcierał miejsce uderzenia.
- To byłeś Ty! – wycedziła w jego
stronę, unosząc w górę dłoń dźgnęła go palcem. – Kwiaty i czekoladki … były od ciebie – to
nie było pytanie, więc jasne stało się dla niego, że nie ma sensu zaprzeczać.
Lucy znała już prawdę.
- Spodziewałem się nieco innej
reakcji – zażartował, ale widząc jej ostre spojrzenie zrezygnował z dalszego
grania błazna. Do tej pory był pewny, że sprawa z walentynkami nie ujrzy
światła dziennego, zwłaszcza po jej reakcji wtedy, obawiał się przyznać. Zdołał
ubłagać chłopaków by zatrzymali swoje uwagi dla siebie, a przynajmniej
powstrzymali się przed ich wygłaszaniem w obecności szatynki. Sam nie wiedział
czym zdradził się przed nimi, być może któryś z nich widział go tamtego dnia w
walentynki, jak skradał się pod pokój dziewczyny. Oczywiście z miejsca stał się
źródłem ich docinków, które milkły tylko wtedy, gdy na horyzoncie pojawiała
Lucy. Pech chciał, że akurat dzisiaj spotkał tą Rosjankę, a ona musiała w nim
rozpoznać chłopaka, który miotał się tamtego dnia szukając odpowiednich
czekoladek i podsunąć Lucy wskazówki, które naprowadziły ją na trop. –
Powiedziałaś, że nienawidzisz walentynek więc nie chciałem ryzykować żadnego
urazu – wyjaśnił wbijając w nią spojrzenie. Udało mu się nie załamać głosu,
stwarzając namiastkę opanowania.
- Nie zabija się posłańców.
Ta nagła wiadomość ją zaskoczyła.
Nadawca walentynkowych podarunków zmaterializował się w osobie Hvali, chłopaka,
który od samego początku wydawał się być nią zainteresowany. Być może nie
zauważyła starań z jego strony, a może wierna własnej obietnicy nie chciała ich
dostrzegać, by nie wysyłać żadnych sygnałów, które mógłby opatrznie zrozumieć. Lubiła
go, podobnie jak reszta Słoweńców poszerzył grono jej przyjaciół, ale nawet w
normalnych okolicznościach nie zwróciłaby na niego większej uwagi. Po prostu
nie był w jej typie.
- Przestań zastanawiać się czy
mnie przepraszać czy dziękować i skup się na tym, że twój chłopak właśnie
skacze – zaskoczyła ją nagła szorstkość w glosie Jaki. Mogła przysiąc, że słowo
chłopak wypowiedział z naciskiem i
nutką zazdrości.
Przemilcza więc swoje
przeprosiny.
Ostatecznie w dalszym milczeniu
patrzy jak Jurij utrzymuje swoje dobre, piąte miejsce by później sukcesywnie
piąć się w górę. Wobec nieco słabszych skoków konkurentów awansuje na podium, a
później ku wielkiej uciesze swojej, kibiców i trenera zostaje wicemistrzem
olimpijskim. Odnosi swój życiowy sukces, który chce świętować przede wszystkim
z nią, bo to ona stała się źródłem jego siły. Tak jak artyści mają swoje muzy,
które inspirują ich do tworzenia, tak samo Lucy i jej wiara w niego umacnia w
nim poczucie własnej wartości. Owszem, ciężka praca teraz procentowała, ale
wielokrotnie przekonywał się, że czasem potrzeba czegoś więcej. Czegoś co
odnalazł przy stojącej po drugiej stronie band szatynce. Kiedy milkną gromkie
brawa i wiwaty kibiców, a zawodnicy mają kilka minut zanim zaatakują ich żadni
wiadomości dziennikarze, przeciska się jak najbliżej. Chce złożyć mu
gratulacje, ale jedyne co potrafi zrobić to otoczyć go ramionami. Na słowa
przyjdzie jeszcze czas, teraz tym prostym gestem może pokazać mu jak bardzo
jest z niego dumna. I wydaje się, że Jurij doskonale rozumie symbol tego gestu.
Całuje mocno usta swojej muzy, chcąc trwać w tej chwili jak najdłużej.
Następnego dnia odbywa się ceremonia
medalowa, moment najbardziej wyczekiwany przez każdego zawodnika. Źrenice
Jurija błyszczą od czających się łez, kiedy wreszcie trzyma upragniony medal w
dłoniach. Ale to taka chwila w życiu mężczyzny, gdy nie należy się ich wstydzić
i on wydaje się o tym doskonale wiedzieć. Kiedy milknie hymn Polski i trzej
najlepsi skoczkowie robią rundę honorową po scenie, by później przed kolejną
godzinę odpowiadać cierpliwie na pytania dziennikarzy, Lucy postanawia wrócić
do hotelu.
Nie czuje się dziś najlepiej.
Potworny ból głowy, który obudził ją o poranku wciąż nie dawał za wygraną,
nawet wobec pastylki o działaniu przeciwbólowym. Znała takie dni doskonale, bo
właśnie w tych chwilach jej obawy, że wróg wreszcie ją dogonił, wydają się być
najbardziej uzasadnione. Przez całą drogę powrotną modli się w duchu, by nie
zemdleć na ulicy, dotrzeć na czas do pokoju i za zamkniętymi drzwiami znaleźć
ukojenie. Skupiona na ostrożnych, ale jednocześnie szybkich krokach nie zauważa
podniesionej dłoni, która nawołuje ją do zatrzymania się, a echo bijącego serca
skutecznie zagłusza wykrzykiwane sylaby tworzące jej imię. Kiedy wbiega do
swojego azylu obolała świadomość nie rejestruje braku charakterystycznego
dźwięku zamykanych za sobą drzwi i cichych kroków kilka metrów za nią. W
popłochu wbiega do łazienki i spod sterty ręczników wyciąga czerwoną saszetkę,
która skrywa jej największy sekret. Drżącymi palcami wyciąga pożądany przedmiot
i ani przez moment nad niczym się nie zastanawia. Robi to metodycznie, nauczona
przez lata i pomna doświadczeń właśnie takich dni. Jedyne czego chce w tej
chwili to poczuć …nicość. Takie jest właśnie uczucie pustki, a jednocześnie
ogarniającego całe ciało spokoju, kiedy wciska strzykawkę do końca.
Przezroczysta substancja wtłacza w jej żyły tak bardzo potrzebne w tej chwili
wytchnienie.
Zaciska palce na krawędzi umywalki i
czeka aż substancja zacznie działać, przynosząc ukojenie dla zbolałego
organizmu. Podnosi na moment zamglony wzrok. I wtedy dostrzega palące ją do
głębi spojrzenie nieprzewidzianego gościa ….
~……~
Jeszcze mnie nie
zabijajcie, kto wam dokończy opowiadanie :D
Widzicie, Jaka jednak nie boi się kobiet ;-)
ps. trzymajmy kciuki, żeby dzisiaj było bezpiecznie i równo dla wszystkich.
Nie spodziewałam się, że to Jaka może stać za walentynkową niespodzianką. Ciekawe czy jest także nieprzewidzianym gościem... Czekam z niecierpliwością na następny. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCzyli Walentynkowe zaskoczenie się udało. To dobrze :-)
UsuńMam nadzieje, że z tym nieprzewidzianym gościem też będzie zaskoczenie.
Następny jeszcze niezaczęty, niestety.
A ja byłam święcie przekonana, że to Jurij był nadawcą czekoladek i kwiatów, ale jednak się myliłam ;) No proszę to jednak Jaka :D Tak postanowił działać chłopak. Zabawna sytuacja z tego wynikła :D
OdpowiedzUsuńJakie emocje podczas olimpijskiego konkursu! Jurij zajmował bardzo dobre piąte miejsce po pierwszej serii, ale to mu nie wystarczyło i w drugiej wskoczył na podium zdobywając srebrny krążek ;) serdeczne gratulacje! To musiało być niezapomniane przeżycie dla niego i dla samej Lucy ;) Na pewno jest jego muzą, taki dobry duszek z niej ;)
I powiedz mi, dlaczego po końcówce mam totalny mętlik w głowie? Lucy jest chora i to jakiś specjalny lek, czy to jest to czego się obawiam? I któż jest tym gościem? Nie wiem czemu, ale stawiam na Jurija, choć teraz mam przed oczami twarz Gorana w lustrze :D
Pozdrawiam ;*
Przez pewien czas był nawet ten szalony pomysł, aby część prezentu należała do Jurija a część do Jaki. Jednak panowie nie mogli się dogadać co do tego podziału :D
UsuńWłaśnie, dopiero jak opublikowałam to zdałam sobie sprawę, że popełniłam w tym rozdziale błąd. Jurij nie powinien zdobyć medalu, ale być maksymalnie czwarty. To będzie się trochę kłócić z pomysłem na dalszą akcję, ale cóż już tego nie odkręcę :-(
Tak między nami to Goran miał już swoje pięć minut, zresztą on o wszystkim wie. To ktoś inny, ale o tym w następnym rozdziale. I wtedy też wszystko będzie jasne co wstrzykiwała sobie Lucy. O ile uda mi się napisać to tak jak chcę.
Pozdrawiam serdecznie :-)
Rozdział magiczny. I wydaje mi sie że to Jaka ją zobaczył.
OdpowiedzUsuńWitam Anonimka :D
UsuńI dziękuje za miłe słowa.
Obstawiasz Jakę? Liczę na to, że pojawisz się przy następnym rozdziale, aby zweryfikować swoje domysły ;-)
Pozdrawiam serdecznie.
Co to jest?
OdpowiedzUsuńCzy to są leki czy ona ćpa?
No chyba nie. W tej roli jej nie widzę. Chociaż z drugiej strony mam wrażenie, że możemy się po Tobie wszystkiego spodziewać. Sama już nie wiem. I jeszcze ten ktoś. Po ostatnim rozdziale nasuwa mi się trener. Ale to pewnie zbyt banalne. W tym rozdziale rolę główną odgrywa Jaka, więc może on. Ale jak to będzie Jurij...
Dobrze, żeś dodała ten dopisek na końcu, bo się denerwować zaczynam.
No dobra. To jeszcze Jaka w kilku słowach. Nie martw się, nie jesteś w typie Lucy, ale w moim jesteś. Wystarcza już samo to, że jest skoczkiem, a że do tego jest jeszcze uroczy, no to już w ogóle. Te kwiatki... No ładne kwiatki :P Przyznaję, że najbardziej mi do roli tego cichego wielbiciela pasował Tepes junior, ale w sumie jak się tak zastanawiam, to faktycznie bardziej jest to chyba w stylu Hvali. Jurij się w podchody nie bawi.
I nie staraj się mnie nawet ugłaskiwać tym zdjęciem, które mnie swoją drogą zabija za każdym razem, jak je widzę, bo i tak jestem wkurzona. Chociaż może to nawet nie to. Ja się po prostu strasznie boję, że to się im zaraz wszystko posypie. A tak się ładnie zaczęło.
Buziaków nie będzie, bo rozrabiasz :P
Masz rację, Jurij w przeciwieństwie do Jaki od razu wziął sprawy w swoje ręce i zamiast dawać kwiatki i słodycze przeszedł do czynów. Jak widać to się bardziej opłaciło :D
UsuńSkoro można się po mnie wszystkiego spodziewać to mogę tutaj zaszaleć, co? Idziesz dobrym tropem odrzucając trenera, Jakę (który był bohaterem dzisiaj), ale właściwie to dlaczego nie Jurij?
Postaram się więcej nie rozrabiać, ale to będzie strasznie trudne biorąc pod uwagę to co dla nich zaplanowałam.
Czyli nikogo nie zabiła ani nic w tym stylu (chociaż nie wiadomo czym nas jeszcze zaskoczysz),a jej tajemnica jest nieco inna. Stawiam na jakąś chorobę, bo narkotyki jakoś mi tu nie pasują. Wydaje mi się być na to za grzeczna i jakoś po prostu nie sądzę, że ona może ćpać.
OdpowiedzUsuńUwielbiasz urywać w takich momentach, prawda? -,- Powinniśmy się już chyba do tego przyzwyczaić ;D Ciekawość aż mnie zżera od środka. Co z nią w końcu jest i kto jest tym niespodziewanym gościem? Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D
Pozdrawiam ;)
Spokojnie, bez morderstw i tym podobnym. Lucy to grzeczna, spokojna dziewczyna. I fajnie, że ty też ufasz jej na tyle, żeby odrzucić narkotyki. Ale znasz taką prawdą, że pozory czasem mylą?
UsuńChyba już was do tego przyzwyczaiłam, owszem lubię kończyć w takich momentach, ale jednocześnie nienawidzę, kiedy robi mi to inna autorka :D
Cierpliwości, do niedzieli powinno być wszystko jasne.
Pozdrawiam również
Czyli wyjaśniła się zagadka tajemniczego Walentego, którym okazał się być Jaka :) Chłopak widać czuje sympatię do Lucy, tym bardziej bo szorstkiej wypowiedzi o 'chłopaku'. Mimo wszystko chyba by wolał aby dziewczyna się o tym nie dowiedziała. Zawsze to taka dość niezręczna sytuacja jest.
OdpowiedzUsuńNajbardziej jednak dumam nad końcówką. Co wstrzyknęła sobie Lucy? Mam nadzieję że mimo wszystko to nie miało nic wspólnego z narkotykami ... więc czyżby była chora? I do tego tajemniczy gość. Stawiam na Jurija, chociaż mam wielkie wątpliwości co do tego. Ech ... że też musiałaś zakończyć akurat w takim momencie! :)
Musiałam dawkować wam odkrywanie tajemnic.
UsuńDzisiaj odkryłam kto był tajemniczym Walentym, a w następnym kto ją nakrył oraz tak naprawdę na czym ją nakrył.Cierpliwości :-)
No... Ja nie wiem, czy na pewno się nie boi, bo minę ma jakąś niewyraźną;D
OdpowiedzUsuńA w opowiadaniu jest chyba jeszcze bardziej nieśmiały niż pewnie jest w rzeczywistości. Walentynkowy prezent jest wprawdzie uroczy, ale tą jego nieśmiałość zdradza najbardziej. A szkoda, bo może gdyby się ujawnił, nie byłoby nutki zazdrości w mówieniu o Juriju jak o jej chłopaku, bo on by nim zwyczajnie nie był?;)
Co do ostatniej sceny, narkotyki? Pewnie nie, chociaż nie można wykluczyć. Bardziej stawiałabym jednak na lekarstwa, chociaż to odurzające działanie wydaje się mieć mało wspólnego z leczeniem...
Pozdrawiam.
[piec-sekund]
Jak już wspomniałam wyżej Jaka postawił na romantyczny prezent, a Jurij przeszedł do czynów. Może zmieniłaby swój typ faceta na nieco nieśmiałego Jakę :D
UsuńNiektóre lekarstwa też mają w sobie rodzaj narkotyku, wiec jak sama stwierdziłaś niczego narazie nie można wykluczyć. Wszystko stanie się jasne w następnym rozdziale.
Pozdrawiam również cieplutko :-)
Dobra. To co teraz z nia jest nie tak? Na co choruje? No i kto ja tu teraz przylapal! Zagadka xd
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy ;*
Inszaaa(spelnione--marzenie)
Wszystko będziesz wiedziała za tydzień :-)
UsuńJeśli wszystko pójdzie po mojej myśli.
O kurde, nie wiem co mam powiedzieć.
OdpowiedzUsuńSerio przeczytałam trzy razy twój wspaniały rozdział i nie bardzo wiem za co się mam zabrać, jak skomentować wszystko. Dosłownie cały rozdział! :D
A więc tajemniczy wielbiciel się wyjaśnił! Dobrze, że bohaterka nie zabiła chłopa, bo biedny by był w tej roli posłańca, jak sam siebie nazwał xD
Zmartwiło mnie jednak te leki, bo raczej mnie też się nie widzi, żeby ona ćpała! Nie, szkoda życia, chociaż znowu mi się piosenka Łzy wkradają z przesłaniem, że narkotyki jednak są be! :D
Jestem zachwycona, że po podróży mogłam się po delektować twoim rozdziałem!
Dziękuję i pozdrawiam ciepło oraz duuuuuużo weny na nowy tydzień! :)
Ciesze się, że mogłam sprawić ci niespodziankę i radość. Po podróży wskazany jest relaks :-)
UsuńMoże inaczej by zareagowała, gdyby dowiedziała się wcześniej, teraz jej myśli zaprząta ktoś inny, wiec siłą rzeczy Jaka i jego walentynkowy prezent to tylko wspomnienie :D
Wiem, szkoda życia, ale niestety nie wszyscy tak to postrzegają. I coraz więcej ludzi łapie się na ten narkotyczny szajs.
A wena się przyda, bo pomysł na następny rozdział właśnie przeszedł totalną metamorfozę i nie wiem co dalej z tym zrobić :-(
Pozdrawiam również.
Jurij drugi, jak miło! ^^
OdpowiedzUsuńWidać Lucy idealnie sprawdza się w roli muzy. Dobrze, dobrze. Może Janus teraz się opamięta i zobaczy że to dzięki niej Tepes świetnie skacze! Taką mam nadzieję przynajmniej.
Jaka, Jaka, Jaka. Co żeś ty narobił? Myślałeś że kwiaty i czekoladki załatwią sprawę, oj nie. Serce Lucy należy do innego Słoweńca, ty nie jesteś w jej typie, stary! O tak. Troche mi go szkoda, no ale od początku jakoś nie widziałam go w żadnej istotnej roli w relacjach z Lucy xd Znajdzie sobie inną dziewczynę. Chociażby tę Rosjanę z cukierni xd
Czerwona torebka. Strzykawka. Przezroczysta substancja. No kurde, gdybym już nie wiedziała że ona umiera, że ma jakąś okropną chorobę (a to wiem, co nie? ;d) to bym pomyślała, że jest uzależniona od narkotyków. Ale pomyślałam za to o insulinie, chociaż uno - nie mam pojęcia czy jest przezroczysta, duo - cukrzyca raczej nie jest chorobą śmiertelną ;x Więc to będzie inna choroba, ale w ogóle się nie znam na medycynie i tych sprawach, więc będę grzecznie czekać aż podasz jakieś konkrety.
No ale OSOBA! Osoba, która widziała jak Lucy wstrzykuje sobie tę tajemniczą substancję! Kto to był?! Pierwszy na myśl przyszedł mi oczywiście Jurij - ale on przecież udziela wywiadu. Później Hvala - ale on się w sumie obraził. No to inny Słoweniec, tylko kto? Peter mi jakoś nie pasuje, Matjaz też niezbyt, Goran wszystko wie, a czuję że ta osoba jest bardzo zdziwiona. Więc pozostał mi tylko Robi Kranjec, który nie powiem nie, całkiem mi pasuje. No ale w sumie nie dałaś żadnych wskazówek więc te domysły są suche jak Sahara. Więc muszę czekać na więcej poszlak.
I na koniec dowaliłaś to zdjęcie. Ha ha ha! Aż przez chwilę myślałam że Prevc się uśmiecha (dla mnie z powodzeniem zastępuje miny Ahonena) nooo i prawie się uśmiechnął. No bardziej niż Jaka, ale Jurijowi to on nie dorówna. Mimo że Tepes nie stoi koło tej pani najbliżej to najbardziej sie cieszy, hahah xd
Pozdrawiam, czekam na kolejny rozdział, życzę weny, szczęścia dla Jurija i Lucy xd ;* :)
Ależ trener doskonale wie o tym, on nawet im kibicuje. Tylko przeczuwa jak ujawnienie tajemnicy wpłynie na Jurija i może chciałby to nieco odwlec w czasie, wiadomo loty, koniec sezonu. A Jurij to jeden z lepszych zawodników. Wróć, bo zaraz wszystko wypaplam!
UsuńJaka ma swoją rolę w tym opowiadaniu, dla niektórych czytelników jest maskotką drużyny :D
Ale fakt odnośnie Lucy nie przewidywałam dla niego istotnej roli.On się czaił, słał prezenciki a trzeba było przejść do czynów jak Jurij. Jemu się opłacało :D
Też mam problem odnośnie osoby, która ją nakryła. Bo mój pomysł nagle przeszedł totalną rewolucję i teraz jestem w kropce. Sama nie wiem co wybrać dalej. Nie wiem czy uda mi się rozwiązać problem do następnego weekendu. Chociaż rzecz jasna, postaram się.
Czyli nie tylko ja mam problem z uśmiechem Petera. Myślę, że to pozostałość po tej jego szczęce, chyba został kompleks. A zupełnie niepotrzebnie, prawda ;)
Powiem szczerze, że też nie znam się na medycynie. Ech co to będzie :-(
Pozdrawiam serdecznie.
No właśnie, jak się dowiedziałam, że Peter zrobił sobie jakąś operacje szczęki czy coś to mi praktycznie oczy z oczodołów wypadły! Czego on sie nie uśmiecha, uśmiech jest ozdobą, no!
UsuńNie wyobrażam sobie Jaki stawiającego odważniejsze kroki wobec Lucy. Dobrze, że to Jurij zadziałał xd
Trzymam kciuki, że wybierzesz dla nas najlepszą opcję do co osoby, która nakryła Lucy. (NA CZYM?!?! ;d) Jak się nie będziesz mogła zdecydować, zawsze służę radą i pomocą XD Albo możesz ostatecznie zrobić sondę wśród czytelników xd Hahaha, fantazje.
Powodzenia z pisaniem kolejnego rozdziału! :)
Ja gdzieś w połowie sezonu znalazłam tę wiadomość, i wtedy stało się dla mnie jasne czemu mi się wydawał wcześniej taki inny. Kiedyś słuchałam wywiadu z nim (jeszcze przed operacją) to była masakra, teraz się chyba bardziej udziela, ale wydaje mi się, że kompleks pozostał. A niepotrzebnie, prawda :D
UsuńJasne, już widzę wynik tej sondy :-)
Taka już niedola autorki, że musi sama podejmować decyzje. Jeszcze się waham przez co rozdział wciąć pozostaje w sferze planów na najbliższe dni.
Dzięki za wiarę w moje wybory :-)
Ha, czyli jednak Jaka jest tym romantykiem z kwiatami i czekoladkami. Nie trafiłam, zresztą tak samo jak Lucy ;) Ona nie spodziewała się tego również, aż dziwne, że dopiero teraz wszystko wyszło na jaw. Aaa i należało mu się te uderzenie od dziewczyny. Jaka ona agresywna jest hehehe ;)
OdpowiedzUsuńChociaż w twoim opowiadaniu Jurij pnie się w górę i wygrywa. Ja bym mu życzyła takich sukcesów w rzeczywistości, bo stać go na nie jak mało kogo ;)
Chyba się powtórzę tak jak większość, ale sama nie wiem co o tym myśleć. Wydaje mi się, że Lucy jest chora i to na chorobę, której nie można wyleczyć. Cały czas gdzieś mi się tak wydawało. Ta walka, której boi się przegrać. Ale teraz, ta strzykawka. Może jest to lek, ale narkotyki to też choroba, z którą ciężko jest wygrać. O jaaa…nie wiem, naprawdę nie wiem co o tym myśleć. I nie wiem dlaczego, ale jestem prawie pewna, że to Jurij ją nakryje. Może to zbyt proste, ale tak właśnie myślę.
Czekam na następny z niecierpliwością ;) Buźka ;*
Co do zdjęcia – może się kobiet nie boi ale ta jego mina mówi sama za siebie xd
Jak widać romantyzm nie zawsze wystarcza.
UsuńIdziesz bardzo dobrym tropem odnośnie Lucy. Może dlatego, że nasze bohaterki są podobne i łatwiej jest ci rozszyfrować pewne sprawy :-)
Tak ja też życzę takich sukcesów Jurijowi w realnym świecie. Aż szkoda patrzeć jak się teraz męczy, a stać go na naprawdę dobre wyniki. Już kilka razy to udowodnił. Niestety w tym rozdziale popełniłam błąd, za szybko pozwoliłam mu osiągnąć te najwyższe cele. Cóż, już tego nie zmienię :-(
Tak mina Jaki, bezcenna :D
Pozdrawiam serdecznie
Hej. Przepraszam, że dopiero dziś się zjawiam z komentarzem, ale ostatnie dni były strasznie ciężkie. Właściwie to wczoraj już miałam gotowy komentarz, ale mój telefon nie chciał współpracować.. Także jestem dziś.
OdpowiedzUsuńI co ja tutaj mogę napisać? "No nareszcie" chyba będzie odpowiednie. Nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że się zjawił Jaka. Tzn na Hayboecka bardziej bym się ucieszyła, ale w opowiadaniu o Słoweńcach on się raczej nie zjawi xD
Cieszy mnie to, że Jurij ma świetną formę i jest wstanie zająć wysokie miejsce, nawet gdy późno wraca do hotelu i pewnie nie jest w pełni sił. Podobno miłość uskrzydla. To chyba to. Niepokoi mnie to jej złe samopoczucie. To nie może być ta jej choroba. Nie. Ja nie chcę, ja się nie zgadzam. I tym kimś, kto za nią wszedł niech będzie Robert. On zrozumie wszystko. Albo Janus. Błagam, każdy tylko nie Jurij.
I ja wiedziałam, że Jaka dał jej te kwiatki i czekoladki. To było w stylu naszej kochanej maskotki. A teraz maskotka do kąta i wylewaj łzy! Bo ja wiem, że ty się boisz kobiet i nawet to zdjęcie mnie nie przekonuje. Sory kotek, ale ta mina ewidentnie wskazuje, że nie jesteś zadowolony stojąc obok tej pani. Nie to co Jurij, ale to już inny temat do rozmów ;p
Doczekałaś się maskotki :D
UsuńMuszę się rozczarować, ale Michi nie ma powodu się tutaj pojawiać. Musisz szukać go w innych opowiadaniach.
Miłość uskrzydla, owszem, ale jak napisałam już wyżej powinna uskrzydlić go nieco później. Mój błąd, ale niech się cieszy... póki może.
Co do tożsamości osoby, która ją nakryła to idziesz dobrym, podobnym tropem jak ja. Co prawda mój pomysł na następny rozdział uległ rewolucji i na razie nie wiem co z tym dalej zrobić. Mam tydzień i oby wena dotrzymała mi kroku.
Pozdrawiam
Od razu bardzo Cię przepraszam kochana, że nie komentowałam tu już od miliona lat świetlnych. Czytałam wszystko, ale jakoś tak nie szło mi pisanie składnych komentarzy, więc dałam sobie na chwilę spokój. Ale wyrzuty sumienia mi nie pozwalały tego dalej robić.
OdpowiedzUsuńDziś krótko, bo nauka mnie nagli, ale w najbliższych dniach postaram się naskrobać duuuużo dłuższy komentarz.
A tak na szybko:
Lucy- po głowie chodzą mi różne pomysły i składając sobie do kupy wszystkie dotychczasowe rozdziały oraz ten tekst o walce, której boi się przegrać doszłam do wniosku, że jest chora. I to chyba ciężko. Obym się myliła.
Jaka- romantyk :) Skradł moje serce.
Jurij niech się stara dalej ;)
Pozdrawiam cieplutko i przyrzekam napisać komentarz z prawdziwego zdarzenia jak najszybciej :*
Tym bardziej doceniam to, że znalazłaś chwilę aby wpaść.
UsuńNawet jesteś na bieżąco z akcją :-)
I nawet wysnuwasz odpowiednie wnioski :D
Również pozdrawiam serdecznie.
Ja jak zwykle przybywam z epickim opóźnieniem. Znów się nie mogę wyrobić z komentowaniem.
OdpowiedzUsuńJurij drugi, fajnie (by było). Skacze dla tej swojej muzy, ale jeszcze chyba nie wie bardzo ważnej rzeczy. Może na razie to dobrze, ale prędzej czy później musi się o tym dowiedzieć. I nawet nie chcę myśleć, jak dużo będzie go to kosztować.
Jaka jest słodki. I taki... maskotkowaty, jak to w zasadzie na maskotkę przystało. I nieśmiały. I zazdrosny, co mu pewnie nie pomaga.
Czekam na kolejny i pozdrawiam ;)
PS dziękuję za tyle miłych słów pod moim rozdziałem, dzięki Tobie wraca mi wiara w moją pisaninę ;)
Dobrze mówisz, kiedyś się musi przecież dowiedzieć o tej najważniejszej rzeczy. Czasami im dłużej się zwleka tym potem trudniej, i to się tyczy też mnie jako autorki, bo nagle zupełnie nie wiem jak mu to powiedzieć ;P
UsuńJaka miał podnosić poziom radości i zadowolenia wśród czytelników. I jak widać spełnia swoje zadanie w 100%.
Z kolejnym jest mały (ogromny) problem, ale liczę na to, że wreszcie coś się ruszy. Trzymaj kciuki za mnie ;-)
A pod Twoim rozdziałem napisałam tylko i wyłącznie prawdę. Wiem jak motywujące są takie słowa od czytelników. Cieszę się, że w jakimś stopniu (chociaż maleńkim) przyczyniam się do twojej motywacji :D
Pozdrawiam