12 kwietnia 2014

Epilog






         Słoneczny dzień, pierwszy od kilku ostatnich, jest idealny na dzisiejszą podróż. Powolnym krokiem podąża w to samo miejsce co kilka dni temu, by spędzić tam kilka ostatnich godzin przed wyjazdem do domu. Wie, że to miejsce to jedynie symbol bo ilekroć przymknie oczy, może przywołać pożądany obraz w swojej głowie i cieszyć się nim jak długo zechce. To zdecydowanie lepsze niż myślenie o tym, co skrywa pod sobą marmurowa płyta. Kiedy dociera na miejsce siada na tej samej drewnianej ławeczce, zapala znicz, a samotną róże kładzie na zimnej powierzchni pomnika. Przez dłuższą chwilę siedzi w zadumie, lustrując nagrobek. Milczy, bo w takiej chwili jak ta, cisza jest najbardziej wymowna. Nostalgia przenika na wskroś, a ciało przeszywa dreszcz choć przecież to ciepły dzień.  
            Wyciąga z kieszeni kopertę, wzdycha przeciągle dotykając tęsknie wypuklenia w miejscu, gdzie pochylone litery składają się w imię Jurij. Wyciąga list, który miał być pożegnaniem i którego treść zna na pamięć. Każde słowo czytane po wielokroć, wyryło się już na dobre w świadomości i w bezsenne noce potrafi zacytować je z pamięci, bez konieczności podpierania się oryginałem. Ślady słonych kropel znaczą każdą z trzech kartek, bo czytając je trudno powstrzymać się od płaczu bezsilności.
             Szybko odnajduje swój ulubiony fragment i czyta go cichym, niemal intymnym szeptem zarezerwowanym jedynie dla kochanków. Tym, który wielokrotnie wcześniej wyznawali sobie miłość.

          „ .....   Niektórzy ludzie czekają na miłość całe swoje życie, nie mając gwarancji na to, że któregoś dnia zapuka do ich serc. Wypatrują najmniejszych znaków od niebios, że osoba spotkana na ścieżce zwanej ziemską wędrówką, jest właśnie tą jedyną, na całe życie. Czasem potrzeba wielu prób, bolesnych doświadczeń, porażek i nieprzespanych nocy, by na końcu zdobyć upragnione szczęście. Niektórym nie udaje się to nigdy. Być może źle szukają, dokonują złych wyborów i przez to tracą szansę na prawdziwe uczucie A czasem po prostu tym złym wyborem jest zanegowanie miłości.
A ona istnieje zawsze. Niezależnie od nas samych.
Najważniejsze to pozwolić, by zagościła w nas. Dostrzec ją w prostych słowach czy gestach, w codzienności zwykłych dni, bo to one nadają kształt naszemu życiu. Miłość może przemknąć obok nas zupełnie niezauważona. W tej samej sekundzie, w której odwracasz wzrok czy przymykasz oczy, ona staje za twoimi plecami i delikatnie stuka palcem w ramię. Jeśli sobie tego nie uświadamiasz, znika, a wraz z nią być może jedyna szansa na szczęście. Los może nie być na tyle łaskawy, by ofiarować następną. Teraz już wiem, że na miłość nigdy nie można się zamykać, bo ona przychodzi do nas, kiedy najmniej się tego spodziewamy.
Mnie też tak zaskoczyła.
Tak naprawdę to w tamtej chwili niczego już od życia nie oczekiwałam. Może z wyjątkiem tego, by w chwili mojego ostatecznego rozstania z doczesnością, nie być sama. Wiesz, bardzo bałam się wtedy samotności. Chociaż miałam wokół siebie ludzi mi bardzo bliskich, to przecież nikt z nas nie mógł dokładnie przewidzieć sekundy, w której moje oczy zamkną się na wieczność. Udawałam, że jestem silna i w pewnym momencie nawet w to uwierzyłam, ale chwile słabości zdarzały się nader często i ową siłę skutecznie nadwyrężały. Chciałam jedynie móc pożegnać swoich bliskich bez tego uczucia tęsknoty i rozgoryczenia, które we mnie kiełkowało coraz mocniej, a z którym próbowałam walczyć resztką sił jakie mi pozostały. Odejść bez bólu, zarówno tego fizycznego jak i psychicznego, a tym samym nie patrzeć na cierpienie mojej rodziny. Kocham swoich rodziców, ale ta miłość jest inna niż ta, którą pokochałam Ciebie. Kiedyś pytałeś mnie dlaczego się nie buntuję, dlaczego nie krzyczę i nie przeklinam losu za to, jak mnie potraktował. To proste, a odkąd pokochałam Ciebie jeszcze bardziej znaczące – nie chciałam odchodzić z tego świata z uczuciem pretensji lecz poczuciem miłości i wdzięczności za to co otrzymałam. Dzisiaj, kiedy piszę ten list, a ty właśnie zostajesz mistrzem świata w lotach, smak goryczy jednak zwycięża nad wszystkim innym. Myślę o przyszłości i to wznieca we mnie poczucie żalu, tak silne, że aż sama się tego wstydzę. Bo myślę o tym wszystkim co mnie ominie. Co nas ominie.
                Kiedy wyrzuciłam słowo miłość z własnego słownika, przewrotny los postawił mi na drodze przystojnego bruneta, który wiedział jak walczyć o moje uczucie. I teraz mogę mu być za to wdzięczna. Spotkanie Ciebie, było najlepszym co mnie w życiu spotkało. Chociaż nigdy nie prosiłam losu o ostatnie życzenie przed śmiercią, to chyba moja podświadomość i serce marzyło o tych kilku mocniejszych uderzeniach i chwilach całkowitego, niczym niezmąconego błogostanu. Ty byłeś ich powodem. To Ty na nowo wprowadziłeś miłość do mojego umysłu i serca. Pokazałeś jak to jest dzielić owo szczęście z drugą osobą, ale też wspólnie przeżywać te bolesne momenty. Byłeś dla mnie oparciem, którego tak bardzo potrzebowałam. Nie ma takich słów, którymi potrafiłabym Ci za to wszystko podziękować. I nie ma też takich słów, by określić jak bardzo Cię kocham…


                 Nie ma sił, by czytać dalej. Tak jak zawsze w tym momencie się rozkleja i pozwala, by kartki znów przyozdobiły się kolejnymi kleksami łez. Próbuje zebrać myśli, ale każda z nich wędruje do jednej osoby. Tej, której już nie ma wśród żywych, a jednocześnie ma wrażenie, że wciąż jest obok. Nie może uwierzyć, że jedyne co pozostało to wciąż jeszcze żywe wspomnienia, które ranią swoją niepowtarzalnością. Już nigdy bowiem ich dłonie się nie złączą, nigdy nie poczuje smaku pocałunku i nigdy nie usłyszy tembru ukochanego głosu.
Śmierć jest zawsze zaskoczeniem. Nawet jeśli los daje nam jednoznaczne znaki, że wkrótce przyjdzie nam pożegnać się z tym światem, to jednak zawsze wywołuje w nas szok. Bo jak pogodzić się z odejściem ukochanej osoby? Jak wypełnić tę pustkę, która pojawia się nagle w naszych sercach i nie sposób jej niczym innym wypełnić. Nawet wątłym uczuciem radości z powoli odzyskiwanego zdrowia. Bo nawet to nie cieszy.  
Śmierć odbiera wszystko.
Tym bardziej, gdy upomina się nie o tą osobę, która jej oczekuje.
Los zadrwił z nich obojga, w najmniej spodziewanym momencie upomniał się o swoją zapłatę za ten czas, który wcześniej im ofiarował. Przeciął ich wspólną ścieżkę jednym ostrym cięciem nie dając im żadnej, nawet najmniejszej szansy na pożegnanie. Jurij nigdy nie przeczytał tego listu, ale Lucy chce wierzyć, że w jakiś magiczny sposób słyszy je teraz.
               Przez zamglone źrenice spogląda na tablicę, z której patrzy uśmiechnięta, jak zawsze postać Jurija. I właśnie takiego będzie go pamiętać. I zawsze kochać.

Jurij Tepes
zmarł śmiercią tragiczną
28 marca 2014

~…..~

Ponieważ jakiś czas temu napisałam epilog, a kompletnie nie miałam pomysłu na następny rozdział, zdecydowałam się na zakończenie opowiadania.
Zaskoczeni?
Komuś obiecałam, że będzie tutaj Happy End.
Wiem, że nie takiego oczekiwałyście, ale cóż…
nie powiedziałam, że będzie on dla wszystkich.

Niniejszym opowiadanie zostaje oficjalnie zakończone, a autorka udaje się na dłuższy urlop. Być może zamelduje się w listopadzie.
Oczywiście nadal czytam wasze opowiadania.

Najważniejsze :
dziękuję za waszą obecność tutaj.


40 komentarzy:

  1. Piękny epilog.
    Szkoda, że to już koniec.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wchodzę na bloggera.
    Pierwsz szok:
    Epilog u Marzycielki.
    Przełknęłam głośno ślinę i otworzyłam stronę.
    Czytam, czytam...
    Myślę sobie: A jednak Lucy nie żyje.
    W sumie się tego spodziewałam.
    Piękny epilog, dalej myślę.
    A tu nagle widzę napis:
    Jurij zmarł śmiercią tragiczną.
    I mnie to trafiło jak piorun.
    Że co? Że Jurij? Dlaczego?
    Aż chce mi się krzyczeć, płakać, tupać nogami, przeklinać.
    Nie, żebym wolała żeby to Lucy umarła.
    Tylko, że z jej śmiercią jakoś pogodziłam się kilka rozdziałów temu..
    Nie obiecałaś mi happy-endu, ale niespodziankę.
    Dotrzymałaś słowa.
    Choć w pewnym momencie sądziłam, że niespodzianka będzie wyglądać w taki sposób, że Jurij siedzi przy tym grobie, a gdzieś obok bawi się ich córka.
    Nie wiem, tak mi przyszło do głowy.
    Ja nie mogę. Nie wiem co dodać, chyba...
    DZIĘKUJĘ ♥
    Bo jak zawsze od ciebie pochodzą cudowne opowiadania.
    Dziekuję że je pisałaś.
    Do zobaczenia za jakieś pół roku.
    Odezwij się jakoś...
    Pozdrawiam, całuję, będę tęsknić... :'(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno nazwać śmierć Jurija niespodzianką, chociaż taką gorzką niespodzianką z pewnością to było. Ciesze się, że jesteś zaskoczona, bo taki był mój cel kiedy pisałam epilog. Specjalnie skonstruowałam go tak, aby nie zdradzić osoby, z której perspektywy jest pisany. Uff, udało się :-)
      Córka?! Bardzo optymistycznie. Może gdyby mieli więcej czasu, tak by się to potoczyło, ale nie chciałam bezsensownie nabijać ilości rozdziałów i przeciągać coś co było nieuniknione. Dlatego taki jest ten koniec.
      Dziękuje za miłe słowa i za to, że zawsze byłaś :-)
      Mam nadzieje, że do zobaczenia. Ale może szybciej u ciebie, co?!

      Usuń
    2. byłam i będę! też mam nadzieję, że do szybkiego zobaczenia! ;3
      a u mnie... jeśli chodzi o skoczne opowiadanie, to stoi. w piątek ruszam z zupełnie czymś innym, z fanfikiem o one direction, coś wątpię, żeby to były twoje klimaty... ale jakbyś chciała to i tak zapraszam ;> (knotty-feelings.blogspot.com)

      Usuń
    3. Wiesz, mam w domu dziesięciolatkę, która właśnie przechodzi fazę fascynacji zespołami typu właśnie One Direction. Więc siłą rzeczy jestem jakby na bieżąco :D Poza tym, nie przywiązuje uwagi kto wykonuje daną piosenkę, kilka ich utworów, też wpadło mi w ucho :-)
      Nadal mam jednak nadzieje, że napiszesz coś skocznego :-)

      Usuń
    4. Jakbyś była ciekawa... >>> www.knotty-feelings.blogspot.com :)

      Usuń
  3. Co po prostu się załamałam, jak mogłaś! Dlaczego Jurij zginął?!
    I dlaczego ten epilog jest tak szybko!? ;c
    Bardzo smutne, ale piękne.
    Szkoda, że aż na pół roku nas zostawiasz. Mam nadzieję, że wrócisz z czymś równie dobrym i happy endem.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie łam się. Głowa do góry.
      Zawsze mogło być gorzej, prawda?! Mogli zginąć oboje, a tak oszczędziłam chociaż Lucy.
      Ja też chciałabym wrócić, ale czas pokaże jak to będzie. Jeśli nawet, to nie obiecam, że będzie happy end :D
      Pozdrawiam serdecznie. I dziękuje.

      Usuń
  4. Czułam że skończy się śmiercią. Ale przecież w życiu nie spodziewałabym się, że będzie to śmierć Jurija. Nie Lucy.
    Łezki się pojawiły. Spodziewałam się tego. Przy tak pięknym opowiadaniu musiało tak być.
    Cóż mogę Ci napisać? Pokochałam ich już dawno, a wiedziałam, że happy endu dla nich nie będzie. Bo Lucy miała białaczkę. A tymczasem Ty zaplanowałaś dla nich zupełnie zaskakujący scenariusz. I chociaż się złoszczę, mam ochotę krzyczeć i tupać, to jednocześnie nie mogę pozbyć się wrażenia, że lepiej być szczęśliwym choć przez kilka miesięcy, niż przeżyć całe życie nie zaznając szczęścia ani na chwilę. Kurde, znowu się rozkleiłam. Wiesz, uwielbiam opowiadania, które grają mocno na emocjach, gdzie do bohaterów się przywiązujesz, gdzie im kibicujesz... Tak jak u Ciebie. I muszę się pogodzić z tym, jak to zakończyłaś. Choć nie jest łatwo.
    To opowiadanie było cudowne <3
    Bardzo mnie martwi, że zamierzasz do nas wrócić dopiero w listopadzie, ale mam nadzieję, że faktycznie wtedy pojawisz się z czymś nowym. Poczekamy.
    A u mnie? Cóż, dopiero po świętach powinna być nowość.
    buziaki, kochanie :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to było dla mnie największym wyzwaniem - bo wszyscy wiedzieli, że śmierć tutaj nastąpi. Każdy obstawiał Lucy i chyba już powoli się z tym oswoiliście. Dlatego uśmierciłam Jurija, chciałam pokazać jak bardzo przewrotny jest los i życie. Jak mówi tytuł bloga słodko-gorzkie życie.
      Dziękuje, że tak silnie odbierałaś to opowiadanie. I ciesze się, że wywoływało w tobie takie emocje, które chciałam wywoływać w czytelnikach. To największa nagroda dla mnie i jednocześnie motywacja do dalszego pisania.
      Też chciałabym, aby w listopadzie pojawiło się coś nowego. Zobaczymy jak to będzie.
      Teraz widzimy się już u Ciebie :-)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Jestem. Wreszcie przetrawiłam sobie ten epilog, który spadł na mnie jak grom z jasnego nieba i jestem. Już trochę emocje opadły i chyba mogę napisać coś sensownego, przynajmniej tak mi się wydaje/
    Może zacznę od tego, że nie spodziewałam, że aż tak szybko zechcesz skończyć tą historię, i o ile info o nowym rozdziale mnie nie zdziwiło, to o epilogu a i owszem, nawet bardzo. Plus dla Ciebie ;* zaskakujesz jak zwykle, ale przecież to jest najcudowniejsze właśnie. Ten fragment listu, który jak się na końcu okazało czytała Lucy, był po prostu magiczny. Do tej pory czytam go po raz któryś z kolei i wczuwam się w te słowa. Niektórzy ludzie czekają na prawdziwą miłość całe życie, niektórzy jej nie doświadczają, ale ona miała tę szansę, że mimo choroby, mimo wszystkich przeciwności znalazła. Znalazła miłość swojego życia. Znalazła Jurija, który pokochał ją równie mocno, jak ona jego. I dzięki tej miłości uwierzyła, że choć przez chwilę może być szczęśliwa, że życie jest wspaniałe, że wszystko będzie jeszcze dobrze. I było, przez krótką, ale było wspaniale. I choć mogli spędzić ze sobą niewiele czasu, zrobili wszystko, by być szczęśliwi, by ich miłość trwała jak najmocniej i najdłużej. I nawet choroba nie była w stanie zniszczyć tego, co ich łączyło, co było między nimi. Nie była w stanie zniszczyć tak wielkiej miłości, jaką nawzajem siebie darzyli.
    Do końca wierzyłam, że może jednak im się uda przezwyciężyć to, co przygotował dla nich los, ale jego nie da się przecież oszukać, nie da się zmienić. Myślałam, że to śmierć Lucy, która przegra walkę z chorobą może ich jedynie rozdzielić, ale myliłam się. Ona wygra tą walkę, bitwę i wojnę razem wziętą i to jest właśnie to szczęśliwe zakończenie, które mi obiecałaś, prawda? I wszystko mogłoby być dobrze, mogli z Tepesem żyć nadal, pełnią życia i miłości, która była dla nich najważniejsza. A jednak, on zginął. W najmniej oczekiwanym momencie. Niby to tylko opowiadanie, ale tak realne…
    I choć myślałam, że kiedy będę czytać epilog po raz kolejny, nie rozkleję się, znów to robie. I plan na dalszy komentarz, uciekł mi niestety… ojj
    Nie chciałabym nigdy wiedzieć, co musiała czuć Lucy, kiedy dowiedziała się o Jego śmierci, tak gwałtownej i nieprzewidzianej śmierci mistrza lotów. Mistrza, który zawładnął jej sercem, ciałem i duszą.
    Tylko dlaczego musiał zginąć akurat w dzień moich urodzin?
    Ten epilog jest magiczny, smutny, ale przepiękny. Jesteś mistrzynią w pisaniu, od zawsze i na zawsze będę podziwiała twój styl, twoje pomysły, Ciebie. Jesteś wspaniała, a piszesz jeszcze lepiej. Mam nadzieję, że po urlopie wrócisz do nas, pełna sił i nowych pomysłów. Że będziesz dalej tworzyć, bo takiego talentu nie możesz marnować!
    Zostało mi jedynie podziękować, za to opowiadanie (jak i wszystkie inne). Dziękuję za bohaterów, emocję, fabułę, za każdą łezkę, za wszystko ;*
    Dziękuję i ściskam mocno ;***
    Chyba wszyscy się ze mną zgodzą, że Cię kochamy! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę ci się przyznać, że ja też długo trawiłam ten epilog. Wstępny szkic był napisany około końca sezonu, ale musiał dojrzeć. I we mnie musiała dojrzeć decyzja do jego opublikowania. Naprawdę bałam się jak zareagujecie na uśmiercenie Jurija. Chyba was oswoiłam ze śmiercią Lucy, więc zdaje sobie sprawę jakie to było zaskoczenie.
      Ciesze się jednak, że w kolejnej osobie to opowiadanie wywołało takie emocje. Cholernie cieszy świadomość, że to co piszę jest dobrze odbierane, a czytelnicy na koniec są zaskoczeni. Naprawdę rumienie się teraz, kiedy czytam tak motywujące mnie słowa. Dziękuje ci za to kochana.

      Uwierz mi, gdybym wiedziała kiedy masz urodziny, zmieniłabym tę datę, chociażby o jeden dzień ;-)

      Usuń
  6. Przepraszam za moją długą nieobecność tutaj. Znalazłam chwilkę czasu i nadrobiłam w końcu. Kurcze. Kompletnie nie spodziewałam się takiego zakończenia. Czytając epilog byłam pewna, że jest on pisany z perspektywy Jurija, a tu takie zaskoczenie. Życie jest jednak nieobliczalne, a los zwyczajnie z nas drwi. I czekaj, co to ma znaczyć, że robisz sobie przerwe? Teraz to jest mi przykro.. No ale i tak będę cierpliwie czekać na twój powrót.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciłaś akurat na czas, zdążyłaś na epilog :D
      Właśnie to chciałam pokazać, jak bardzo życie jest nieprzewidywalne i zaskakujące. I chyba dzięki temu, zaskoczyłam nawet samą siebie. Bo Jurij jest chyba pierwszym bohaterem, którego uśmierciłam.
      Być może wystarczy ci tej cierpliwości. Chociaż nie mogę obiecać, że w listopadzie wrócę.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  7. W życiu nie spodziewałabym się takiego zakończenia.Nawet nie spodziewałam się, że tak szybko skończysz tą historię.
    Nie wiem czy chcę wiedzieć jak musiała czuć się Lucy, kiedy Jurij zginął. W sumie to nie spodziewałam się happy endu, myślałam, że epilog będzie właśnie z perspektywy Jurija, a tu taka niespodzianka.
    Teraz z niecierpliwością czekam do listopada na Twój powrót :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi powitać nową czytelniczkę.
      Ujawniasz się przy epilogu, ale naprawdę mam cichą nadzieję, że byłaś tutaj od jakiegoś czasu. Inaczej - mam nadzieje, że w pełni poznałaś całą tę historię.
      Miło mi, że ci się spodobało opowiadanie. Zaskoczenie było moim celem, jak widać udało się :-)
      Oby, do listopada.
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Piszę ten komentarz już trzeci raz i może to dobrze, bo zeszły ze mnie już emocje. Wiedziałam, że zakończenie nie będzie szczęśliwe ale tego się nie spodziewałam. Jak zwykle nas zaskoczyłaś. Dlatego to opowiadania jest takie niesamowite. Mimo wszystko będzie mi się ono bardzo dobrze kojarzyło. Pewnie dlatego, że czytałam je podczas Igrzysk i akcja dzieje się w tamtym czasie. Będzie mi przypominało z tamten fantastycznym okres i pewnie jeszcze parę razy je przeczytam.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że masz pozytywne skojarzenia z tym opowiadaniem. Mimo wszystko :-)
      Ja też, bo mocno weszłam w losy Lucy. Może dlatego, że to pierwsze opowiadanie do przerwie i trudno było mi się wpasować. Z czasem jednak było coraz lepiej, a wasze komentarze bardzo mnie motywowały.
      Liczę na to, że w listopadzie będzie podobnie :-)
      Dziękuje, że byłaś
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  9. Nie wiem po mam powiedzieć. Po pierwsze zaskoczył mnie sam napis epilog. Nie sądziłam że już teraz zakończysz tą historię, mimo że wiedziałam iż chyli się ku końcowi. Przez cały czas byłam przekonana że to Jurij czyta ten list, a Lucy niestety zniknęła z tego świata. A potem w oczy rzucają mi się słowa 'Jurij nigdy nie przeczytał tego listu ...' i coś mi się nie zgadzało. Przez chwilę pomyślałam że nie czytam dokładnie epilogu. A potem zobaczyłam napis, który znajdował się na tablicy i ... jestem w szoku! Wszystkiego bym się spodziewała ale nie tego. Życie niestety jest niesprawiedliwe. Gdy Lucy zaczęła zdrowieć, Jurij musiał zginąć. No tak ... coś za coś. Ale czemu to takie tragiczne. A list ... cudny!
    Niestety pozostaje nam się pożegnać z tą historią. Dopiero co powróciłam do świata blogowego oraz do wspomnień Twojego stylu, a tu już robisz sobie przerwę :) Trzymam kciuki za to, abyś powróciła za kilka miesięcy z nowym, kolejnym świetnym pomysłem. Może uda mi się odnaleźć i przeczytać :) Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było sensu przeciągać rozdziałów w nieskończoność. Zwłaszcza, że odkąd miałam szkic epilogu, coraz trudniej pisało mi się nowe rozdziały. I wreszcie sięgnęłam po epilog. To najlepsze wyjście, bo znając siebie za kilka rozdziałów stworzyłabym cudownie idealną historie o cudzie wyzdrowienia i szczęścia do końca życia. A nie na tym mi zależało.
      Wszystko to, co chciałam pokazać - przewrotność losu. zaskoczenie jakie serwuje nam życie każdego dnia i jak jest ulotne - sądząc po waszych komentarzach, udało mi się to. Z czego jestem okropnie dumna :-)
      Dzięki, że byłaś. Za kilka miesięcy może znów wrócę, ale wtedy zostawię ci wiadomość na TWOIM blogu. bo mam nadzieje, że nadal będziesz tworzyć :-)

      Usuń
  10. Zakończenie zaskakujące, chociaż mnie trochę zabrakło tła wydarzeń. Może dlatego że zakończyłaś tak nagle i jak sama mówisz nie miałaś pomysłu na ciąg dalszy. Bo takiego scenariusza to chyba nikt się nie spodziewał. Ale jestem fanką Twojego stylu i z chęcią wrócę, gdy i Ty wrócisz :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem. Zdaję sobie sprawę, że mimo wszystko sknociłam jeden z wątków.
      Miał być Peter i Anja. Ale jak sama zauważyłaś, zabrakło mi na nich pomysłu. Pewnie gdybym nie miała napisanego epilogu, powstało by jeszcze kilka rozdziałów. Może wątek Prevca byłby wyjaśniony, ale mam wrażenie, że wtedy odbiło by się to na Lucy i Juriju.
      Ciesze się, że mimo wszystko podobało ci się zakończenie. I że jeszcze nie masz mnie dość :D
      Być może do listopada.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  11. Zaskoczyłaś mnie.
    Nie wiem, co mam napisać. Już coś w pierwszej chwili, na samym początku epilogu, miałam wrażenie, że to Jurij nie żyje. I nawet po tym, gdy przeczytałam końcowy napis, byłam bardzo zaskoczona. Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Takiego słodko - gorzkiego, nie tak. Nie dla tej akurat osoby. Ale był słodko - gorzki, jak całe opowiadanie. I tylko szkoda, tak bardzo szkoda, że nie mogli być razem w ten sposób, jakby sobie pewnie zaplanowali. Oboje byli tylko marzycielami, z cichymi nadziejami na lepsze jutro, które jednak nie nastąpiło. Przykro, że tak piękna miłość skończyła się w tak niesprawiedliwy sposób. Ale niech Lucy pamięta Jurija takim, jaki był. Uśmiechnięty.
    Dziękuję, za tą piękną historię, wyjątkowy epilog, przy którym płaczę już trzeci raz. Dziękuję.
    Odezwij się...może...czasem? Będę czekać do listopada.
    Więc... do napisania, choćby i za te pół roku.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli chyba jesteś jedyną osobą, która w jakimś stopniu przewidziała jaki będzie finał :-)
      Idealnie to podsumowałaś słodko-gorzkie zakończenie - czyli takie jak nazwa tego bloga. Właśnie to chciałam pokazać na przykładzie Lucy i Jurija. Fajnie, że ta historia się spodobała.
      Dziękuje, że mi towarzyszyłaś :-)
      Odezwę się na pewno, bo czekam na nowość u ciebie :-)

      Usuń
  12. Muszę się pogodzić z końcem tej historii, bo na razie każde moje podejście do tego podsumowującego komentarza kończy się tym, że chcę krzyczeć, że nie chce końca. Nie chcę się z nimi rozstawać i przede wszystkim nie chce rozstawać się z Twoim pisaniem na tak długo.
    Tak bardzo się z nimi wszystkimi zżyłam, a Ty mi ich zabierasz :( Pogodziłam się nawet z tym, że zabierzesz nam na końcu Lucy, ale po cichutku powiem, że na początku tego rozdziału tak sobie pomyślałam - to Jurij. Mój detektywistyczny nos, a raczej twoja podpowiedź w komentarzach, że planujesz nas zaskoczyć, sprawiła, że zaczęłam czytać właśnie z taką myślą. Zaskoczyć, zaskoczyć... ale przecież jej śmierć nas nie zaskakuje, więc to może nie ona nie żyje! Dopiero ten list sprawił, że zwątpiłam w moją teorię, stwierdziłam, że nie, że jednak to ona. Prawie się dałam przekonać do tego, ale zobaczyłam 'Nawet wątłym uczuciem radości z powoli odzyskiwanego zdrowia.' i choć to właściwie tragiczne dla nich rozwiązanie, to przyznam się, że aż klasnęłam w dłonie, czując satysfakcję, że przewidziałam to od początku rozdziału.
    Ale i tak się nie chcę z nimi jeszcze rozstawać, dlatego jeszcze tu wrócę. Tak z prawdziwym komentarzem, z dłuższymi przemyśleniami. Prawdopodobnie w święta, choć żegnać Was w święta to smutne.
    Także nie myśl, że moje odciąganie w czasie tego komentarza jest spowodowana nie przeczytaniem odcinka. Wręcz przeciwnie. Ja chcę czytać go jak najdłużej, żeby jeszcze chwilkę pobyć w ich świecie. Nawet tak przewrotnym i złośliwym dla nich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli to cię pocieszy, mnie też było ciężko się z nimi rozstać :-(
      Twój detektywistyczny zmysł jest dowodem też na to, że chyba dość dobrze poznałaś mnie jako autorkę i poniekąd wiesz czego można się po mnie spodziewać. Chociaż uśmiercenie głównego bohatera to u mnie nowość.
      Czekam zatem na Twoje głębsze przemyślenia, wiesz że je ubóstwiam :D

      Usuń
    2. Wcale mnie nie pocieszyło, pocieszyłoby mnie stwierdzenie, że tak ciężko Ci się z nimi rozstać, że jednak dopiszesz coś dalej... choć w takich okolicznościach chyba dalsze losy Lucy bez Jurija nie byłby już takie same. No ale może Anja-Peter-Rysiek? W każdym razie poczekam nawet do listopada, choć zdecydowanie wolałabym coś wcześniej.
      Dziś jednak skupiam się na tej dwójce i przewrotnym, wrednym można by nawet rzec, losie, który potraktował ich w najbardziej brutalny sposób. Jeśli to była zapłata za te kilka chwil niezwykłego szczęścia i prawdziwej miłości, to trzeba przyznać, że to życie naprawdę słono sobie liczy. Zdecydowanie za słono, jak na wątłe i strudzone chorobą barki Lucy. Bo chociaż to Jurij odszedł i to jego najbardziej szkoda w tej historii (szczególnie, że ostatnie wydarzenia ze świata sportu boleśnie nas doświadczyły w kwestii śmierci, przynajmniej ja wciąż nie mogę się pozbierać do upy po informacji o śmierci Tito) to jednak czytając ten rozdział, ba, czytając całą tę historię stwierdzam, że najbardziej po tyłku od losu dostała Lucy. I nie dziwne, że nawet powolny powrót do zdrowia nie cieszy tak, jak powinien. Ona bowiem pogodziła się z odejściem, pogodziła się z tym, że ta miłość nie będzie trwać wiecznie, że musza łapać jak najwięcej tych szczęśliwych chwil, bo każda z nich może być ostatnią. Tak, ona na to wszystko była gotowa, choć z listu wynika, że w pewnym momencie zaczęła się buntować przeciwko niesprawiedliwości życia, nie była jednak gotowa na życie bez niego. Jakby ktoś tam na górze uznał, że ona jeszcze nie dość wycierpiała i postanowił ją zaznajomić z uczuciem utraty ukochanej osoby. Czy ktoś, kto musiał przez długi czas żyć i godzić się z myślą, że sam odejdzie ma w sobie jeszcze tyle siły, aby znieść taki cios?
      Podziwiam Lucy, naprawdę ją podziwiam, że się nie załamał po tym, że nie straciła ochoty do życia, że mimo wszystko postanowiła jeszcze powalczyć o siebie, skoro dostała szansę... tak niesamowicie drogą szansę.
      Tak niesamowicie i cudownie - choć brutalnie - pokazałaś tą historia przewrotność losu. Kawałeczek po kawałeczku odkrywałaś przed nami sekret Lucy, zapewne też troszeczkę po to, aby zachować cudowną tajemniczość, ale tak sobie myślę, że dzięki temu pozwoliłaś nam pokochać Lucy za jej charakter, za siłę ducha i otwartość. Ja pokochałam jej otwartość i takie ciepło. Współczucie przyszło dopiero później i już nie lubiłam jej dlatego, że biedna chora dziewczyna, po prostu ją lubiłam a mój osobisty bunt wobec jej choroby wynikał właśnie z tej sympatii a nie tego, że biedna chora więc trzeba żałować. Tak sobie zatem myślę, że zrobiłaś z nami czytelnikami to samo, co Lucy zrobiła z Jurijem. Pozwoliłaś jej najpierw skraść nasze serca, a później kroczek po kroczku przygotowywałaś na nieuniknione. Tak jak Lucy przez czas choroby przygotowywała się na odejście, tak ty przez kilka odcinków przygotowywałaś na to nas. I przygotowałaś. Może dlatego, że dopiero w tym liście mogliśmy dostrzec, że ona się boi, że wcale nie jest taka silna i pewna, jak widzieliśmy ją przez całe opowiadanie. Dopiero tutaj pozwoliłaś nam poczuć, że nie tylko my krzyczymy głośno nad niesprawiedliwością losu, ze buntujemy się przeciwko jej śmierci, ale ona również. Przecież chyba żaden człowiek nie jest w stanie zupełnie pogodzić się ze śmiercią, a jednak we wcześniejszych rozdziałach ja jej uwierzyłam. uwierzyłam, że ona pragnie tylko żyć chwilą, czerpać garściami z tego co ma, bo wie, że nie będzie to trwać wiecznie. Nie myślałam o strachu, o tym jej strachu.
      cdn

      Usuń
    3. Dlatego w jakiś sposób byłam gotowa, tak jak ona i w jakimś stopniu też Jurij. Na odejście Jurija nie sposób było się przygotować. Było szokiem i nawet patrząc z samej perspektywy miłości - tej, która miała trwać chwilą i lada moment się skończyć - to nie sposób nie być w szoku, nie tupnąć nogą i nie wrzasnąć na złośliwość losu. Sprawiłaś, że to wyzdrowienie dziewczyny, o które błagałyśmy od kilku rozdziałów, o którym marzyliśmy wszyscy - my, Lucy, Jurij - przestało być czysto słodkie. Było właśnie takie słodko-gorzkie, bo choć spełnione marzenie, to jego cena była potwornie wysoka.
      Powiem tylko, że - godząc się z myślą, że to koniec tej historii - cieszę się, iż znalazło się to w jednym rozdziale. Gdybyś w jednym dała nam nadzieję na wyzdrowienie Lucy, a w następnym zabiła Jurija... To byłoby barbarzyństwo.
      Na koniec dodam jeszcze, że ten list po prostu mnie zachwycił. Dzięki niemu poznaliśmy to zupełnie inne oblicze Lucy, tej kruchej, przestraszonej dziewczyny i mogliśmy wczuć się jeszcze bardziej w rolę osoby, która mimo wszystko gotowa jest na śmierć. Zaczarował mnie jednak ten szerszy kontekst, te rozmyślania o miłości. Po prostu pięknie to wszystko ujęłaś. To o możliwości utraty szczęścia przez zamykanie się na uczucie oraz to, jak miłość potrafi zaskoczyć. Po prostu wspaniałe to było.
      Cała ta historia była po prostu wspaniała i naprawdę serce mi się kraja na myśl, że muszę się z nimi żegnać.
      Temat trudny i smutny, ale mając taki talent jak Ty, własnie z takich tematów wychodzą najpiękniejsze perełki. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak powrócić tu jeszcze za jakiś czas, żeby przeżyć jeszcze raz ich losy i czekać cierpliwie na kolejną historię.
      Dziękuję Ci bardzo za tą. Dziękuje za Lucy i Jurija, ale też za słodkiego nieśmiałka Jakę, przyjacielskiego Bobbiego, podrywacza Petera i przewrotną Anję, tora łamała stereotyp, że tylko faceci bywają tymi złymi. Dziękuję Ci za nich wszystkich.

      Usuń
    4. Z mojej strony mogę napisać jedynie DZIĘKUJE :-)
      Za to, że byłaś ze mną. Twoje przemyślenia zawsze mnie motywowały i cieszyły. Bo jakimś szóstym zmysłem zawsze odbierałaś to opowiadanie w taki sposób, w jaki chciałam. Po Twoich słowach wiem, że udało mi się pokazać to wszystko co planowałam, a przede wszystkim przewrotność losu.
      Jeszcze raz dziękuję.
      Jedyne czego tutaj żałuję to właśnie drugoplanowi bohaterowie, Peter i Anja mieli mieć swój wątek, ale nie starczyło mi sił i pomysłu. Przepraszam.
      I naprawdę chciałabym też powiedzieć, że wrócę. Ale im bardziej chcę, tym trudniej :-(

      Usuń
  13. Zaskoczona? I to jak!
    Czułam, że opowiadanie zmierza ku końcowi, ale nie spodziewałam się, że tak szybko dodasz epilog. Szkoda, bo zawsze przywiązuję się do Twoich historii ;)
    I przyznam się szczerze, że podczas czytania epilogu cały czas wydawało mi się, że to Lucy umarła, a Jurij siedzi przy jej grobie, wspomina ją i wszystkie chwile, które razem spędzili. Ten pożegnalny list, którego jak się okazało Jurij nie przeczytał totalnie chwycił mnie za serce. Był tak prawdziwy, przepełniony tak niewyobrażalnie silnym uczuciem i jednocześnie smutny. Chyba brakuje mi słów, by cokolwiek mówić.
    Szczęka opadła mi na sam dół, gdy doszłam do końca i gdy okazało się, że to Jurij zginął i to Lucy siedzi przy jego grobie. Życie jest jednak nieprzewidywalne. Ona szykowała się na swoją śmierć, Jurij mimo wszystko też był na to przygotowany, a los postanowił spłatać im figla, jeśli w ogóle można to tak nazwać. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, co czuła Lucy patrząc na nagrobek, na jego zdjęcie...Ech. Smutno jest, ale przecież takie właśnie jest życie.
    W takim razie czekam do listopada i dziękuję za kolejną historię, która wyszła spod Twojej ręki ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już pisałam komuś wcześniej, właśnie taki był mój zamysł. Epilog wymagał poprawek, ale ciesze się, że ostateczna wersja tak bardzo przypadła Ci do gustu. To dla mnie bardzo ważne i cenne, kiedy to co piszę wzbudza w czytelnikach takie uczucia.
      Cóż, niewiele mogę dodać - poza tym najważniejszym - dziękuję, że byłaś razem ze mną :-)

      Usuń
  14. Nigdy bym nie pomyslala, ze wlasnie w taki sposob zakonczysz ta historie. Spodziewalam sie ze to lucy umrze, a tu wszystko jest n odwrot. Potrafisz zaskakiwac. Wzruszylam sie czytajac ten epilog. Ukazalas wszystkie mozliwe uczucia,.jakie powinny tu towarzyszyc. Zawsze bylam Twoja wielka fanka, sama wiesz. I moja fascynacja, mimo tak wielu lat naszej blogowej kariery, rosnie z kazdym kolejnym dniem, z nowym opowiadaniem...
    Teraz gdy juz kolejne opowoadanie dobieglo konca, moge powiedziec jedynie dziekuje. Dziekuje ze zalewasz moje serce ogromna iloscia miodu. Dziekuje ze doprowadzasz mnie do smiechu jak i do lez. Dziekuje ze jestes.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, uśmiercania głównych bohaterów uczyłam się od najlepszych :D
      Tego Ci zawsze zazdrościłam, że potrafisz podjąć takie decyzje. Tym razem była moja kolej.
      To ja dziękuję za te słowa, które mnie tak cholernie motywują, że mam ochotę zacząć pisać coś nowego. Dziękuje za to, że wróciłaś. Że byłaś razem ze mną :-)
      Pozdrawiam serdecznie i czekam niecierpliwie na wiadomość o nowym rozdziale u Ciebie.

      Usuń
  15. To jest duży paradoks, jakkolwiek by na to nie patrzeć. Widmo śmierci istniało przecież gdzieś w ich wyobrażeniach i nie starali się tego ukrywać ani wypierać, ale to Lucy miała być osobą, która odejdzie pierwsza. Śmiertelna choroba miała się skończyć w jeden sposób, w sposób, o którym może nie chcieli mówić, ale którego byli doskonale świadomi.
    Los jest przewrotny i śmierć Jurija jest tego najlepszym przykładem. On miał przychodzić na cmentarz do niej, a nie na odwrót - i tego nikt by chyba nie przewidział.
    Pozdrawiam.
    [lucky--loser]
    P.S. Moje zdanie na temat urlopu już znasz, ale za 'być może w listopadzie' też powinnaś oberwać;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiedzieli że śmierć przyjdzie. Tylko żadne z nich nie spodziewało się, że zabierze nie tą osobę. Zaskakujące, niespodziewane - jak życie :-(
      Nie bij :D

      Usuń
  16. Odnalazłam cię kiedy czytałam jeden z blogów, które obserwuje. Dodałaś komentarz 5 minut przede mną. Niezwykle się ucieszyłam bo pamiętam cię jeszcze z czasów kiedy blogi pisałyśmy w onecie. Przepraszam, że nie przypomnę ci mojej dawnej nazwy, ale wszystkie blogi pousuwałam bo (delikatnie mówiąc) nie byłam z nich zadowolona. A kilka godzin potem ucieszyłam się jeszcze bardziej. Piszesz tak samo genialnie jak wcześniej :) Zapraszam do siebie: http://forbiddenexperience.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, ale nie bardzo Cię kojarzę :-(
      Pewnie, gdybyś podrzuciła jakiś link, albo chociaż nazwę swoich blogów, to bym skojarzyła.
      Niemniej jednak cieszę się, że jakimś zrządzeniem losu tutaj trafiłaś...chociaż na sam koniec. Dziękuje za miłe słowa :-)
      Pozdrawiam

      Usuń
  17. O laska... jestem fest spóźniona, ale wiedz że mnie zniszczyłaś. TAKIE ZAKOŃCZENIE? Co jak co, ale element zaskoczenia to masz wypracowany do perfekcji. Jako że nie było mnie dosyć długo i nie skomentowałam kilku poprzednich rozdziałów, napiszę wszystko teraz. Podoba mi się ta historia. Jest naprawdę piękna. Nie jest przesadzona, to ważne. Dzięki za to, że pamiętałaś o "papierowych samolotach", jakby co, wróciłam do pisania i następny rozdział mam gotowy, ale jeszcze nieopublikowany :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  18. Zbierałam się, żeby Ci odpisać na maila, aż w końcu stwierdziłam, że najpierw przeczytam kolejne z Twoich opowiadań i napiszę do Ciebie w komentarzu. Również muszę napisać, że byłam zaskoczona potoczeniem spraw. Mimo to na początku czytania epilogu byłam pewna, że to z Lucy strony, a w połowie sobie pomyślałam "Ej. Skąd ja w ogóle wzięłam to, że to z perspektywy Lucy?" i wróciłam do początku, zaczęłam czytać od początku i stwierdziłam, że w sumie to nie wiem, skąd ja to wzięłam, więc byłam pewna, że jednak tam siedzi Jurij, jednak kiedy dotarłam do "Jurij Tepes, zginął śmiercią tragiczną" nie byłam aż tak zszokowana, w końcu już na początku miałam co do tego pewne przeczucia, które ostatecznie się sprawdziły.
    Cała historia była bardzo ciekawa, a choć nie ruszyła mną za serce tak, jak kilka poprzednich, to jednak i tak pozostaje jedną z najlepszych o tematyce skocznej, jakie przeczytałam, a Ty chyba w pewien sposób zapisujesz się w mojej głowie jako jedna z najlepszych autorek opowiadań o tematyce narciarskiej, jakie miałam okazję przeczytać. Ostatnio przeczytałam pewne takie naprawdę dobre i gdy potem trafiłam na jedno słabe, drugie i trzecie to po prostu coś mnie trafiało, potrzebowałam czegoś porządnego do przeczytania i sobie pomyślałam "przecież blogi Marzycielki czekają" i tak trafiłam w końcu tutaj. Jedyne, czego mi tutaj zabrakło, to wyjaśnienie, dlaczego została skreślona z listy kandydatów na wolontariuszy. Nawet jakieś błahe, ale trochę mi tego zabrakło. Z takich sympatyczniejszych momentów, które zostały mi w głowie, to na pewno ten, kiedy oboje stali i oglądali curling, jedna z milszych scenek rodzajowych, bardzo przyjemna chwila :) A z tych mających większe znaczenie na fabule to kiedy już spotykają się po tej imprezie, ta niezręczna cisza i już po pocałunku "powiedz, że to nic nie zmieniło" (cytuję z pamięci), ta chwila była po prostu super opisana i prawdopodobnie przy myślach o tym opowiadaniu ta scena będzie mi stawała przed oczami :)
    Z postaci to muszę przyznać, że niekoniecznie polubiłam główną bohaterkę, ale za to Jurija wykreowałaś naprawdę super. Nie powiem Ci, czy oryginalnie, ponieważ to pierwsze opowiadanie ze Słoweńcami w roli głównej, które czytam. Ale podobała mi się kreacja postaci. Jaka wyszedł bardzo sympatycznie, Prevc całkowicie inaczej, niż go sobie wyobrażam, niemniej zaciekawiła mnie jego - dość poboczna, ale jednak - historia. Dziękuję Ci za te dwa wieczory, które spędziłam przy tej historii.
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam (www.skok-do-niesmiertelnosci.blogspot.com)
    Frigus :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Co mogę napisać, blog niesamowity, a epilog przecudowny, chociaż przeczuwałam, że to Jurij nie żyje.
    No i przede wszystkim tym opowiadaniem przekonałaś mnie do Słoweńców, do tej pory traktowałam ich po prostu jako miłych gości, ale nie pałałam do nich miłością, a Tepesa wręcz nie lubiłam. Ale dzięki Tobie wszystko się zmieniło :D
    Dziekuję Ci bardzo za tę historię. A dziękuję jeszcze mocniej, bo nie pisało Ci się jej łatwo.

    OdpowiedzUsuń